sobota

79. Walter Scott - Ivanhoe, czyli dlaczego propaganda doprowadza mnie do szewskiej pasji



Przyznaję szczerze, że "Ivanhoe", to książka, która chwilę po tym, gdy została okazyjnie zakupiona, trafiła na mój regał, na którym spędziła ponad półtora roku. Jednak przygotowując się do studenckiej kampanii wrześniowej ;), stwierdziłam, że kiedy indziej wypadało by się za nią zabrać, jak nie w czasie, gdy uczę się do egzaminu z historii angielskiego obszaru językowego, będąc na bieżąco z czasami, w których akcja książki się toczy.


Najpierw opowiem nieco o autorze. Walter Scott, a raczej Sir Walter Scott to żyjący w latach 1771-1832 szkocki pisarz, dramaturg, poeta i adwokat. Jako, że lubował się w historii, tak też i powieści historyczne stały się jego znakiem rozpoznawczym. Oprócz Ivanhoe, autor napisał również dzieła takie jak Waverly czy The Lady of the Lake.

By Was nieco przybliżyć do świata przedstawionego w książce, postaram się również nieco opowiedzieć o czasach i sytuacji politycznej, w których akcja się toczy. Przenieśmy się do średniowiecza, czasów krucjat, a konkretnie - schyłku XII wieku, w którym to na tronie angielskim zasiada Ryszard Lwie Serce, syn Henryka II, pierwsze króla z normańskiej dynastii Plantagenetów i syn Eleonory Akwitańskiej, jednej z najbardziej wpływowych kobiet tamtych czasów, która na dwór angielski wprowadziła tradycję romansu rycerskiego. Ale chwila, normańska dynastia?, w Anglii? Owszem, w 1066, prosto z Normandii, na Anglię najechał Wilhelm Zdobywca, pozbawiając Anglo-Saksońskich królów władzy i mordując ponad połowę anglo-saksońskiej szlachty, zastępując ją elitą francuską. Od tej pory władza w Królestwie Anglii należy do Francuzów, którzy (ze wzajemnością) nie traktowali się uczciwie z Anglo-saksońskim ludem. W tym samym czasie, gdy królem jest Ryszard, jego brat Jan, późniejszy król znany jako Jan bez ziemi, niekoniecznie poczytalny i zdrowy psychicznie człowiek, knuje intrygi za plecami swego brata.


Zaczynając przygodę z książką, na początku poznajemy Gurta i Wambę, pierwszy to świniopas, a drugi to błazen, obaj służący jednemu z niewielu pozostałych saksońskich szlachciców - Cedrykowi. Gurt i Wamba, wypełniając swoje codziennie obowiązki nagle na swej drodze spotykają orszak specyficznej grupy wędrowców, składającej się z rycerzy, templariusza i kleryka, którzy proszą o pomoc w dotarciu do dworu Cedryka. Gurt i Wamba nieufni wobec nowych przybyszów dają wędrowcom wskazówki, które są jednak błędne. Wędrowcy wściekle odkrywając, że wskazówki błazna i świniopasa są mylne, spotykają tajemniczego jeźdźca, który oferuje im dotarcie do dworu. Gdy już wszyscy znajdują się u Cedryka, ten organizuje ucztę, na której spotykamy jego piękną siostrzenicę - Lady Rowenę, która miała wyjść za mąż za ostatniego saksońskiego spadkobiercę tronu, i jak oczywiście ma się rozumieć - jedynego króla, którego zwierzchnictwo poważałby Cedryk. Czym jednak byłaby powieść historyczna, gdyby nie było w niej ukazanego podłego losu kobiet, który jest zależny od rąk mężczyzn - jak nie trudno się domyślić Lady Rowena kocha kogo innego, a mianowicie Ivanhoe, rycerza służącego u boku Ryszarda Lwie Serce i syna Cedryka, który to został wygnany przez własnego ojca nie tylko za niefortunne ulokowanie uczuć w przyrzeczonej komu innemu niewieście, ale i za służenie królowi z rodu Plantagenetów. Podczas uczty poruszony zostaje temat turniejów rycerskich, najpopularniejszej rozrywki elit tamtych czasów - wypomniana tu zostaje porażka zapatrzonego w siebie i nieznoszącego odmowy templariusza, (który okazuje sie być Brianem de Bois-Guilbertem, przyjacielem Jana bez ziemi), jak i zapowiedź nadchodzącego. Niedługo po uczcie przenosimy się na turniej, w którym oprócz wszystkich znakomitych rodów, pojawia się również Jan, brat Ryszarda, który po chwili zadowolenia zauważa, że z jego najwierniejszym templariuszem walczy niesamowicie sprawny rycerz, który później okazuje się być tytułowym Ivanhoe. Jest to również pierwszy moment w którym, pojawia się Czarny Rycerz, postać kluczowa w książce. Niedługo po zakończonych turniejach banda rycerzy Jana postanawia napaść na Cedryka, po to by porwać jego córkę lady Rowenę, która spodobała się Brianowi. Uciec udaje się jedynie Wambie i Gurtowi, którzy na pomoc przybywają z Czarnym Rycerzem, Ivanhoe i... drużyną Robin Hooda. 


Książka ta napisana została w ciekawym, (nieco zbyt opisowym, lecz nie mylić z nudzącym!) stylu, w którym przez pędzącą akcję niestety dosyć łatwo na końcu jest się zagubić, jednak autor szybko nas naprowadza na właściwy trop, bezpośrednio się do nas zwracając i przypominając ważniejsze postacie i wątki. Czytając recenzje, obawiałam się tego, że nie połapię się w ilości osób i nazwisk (gdyż ten zarzut często padał w recenzjach innych osób), jednak myślę, że było to nieco przesadzone, gdyż osoby przewijające się w treści nie są aż tak liczne i można je spamiętać bez większego wysiłku. To, co jednak powieliło moje wątpliwości z wątpliwościami innych czytelników to fakt, że książka została zatytułowana "Ivanhoe", mimo, że postać ta ani nie gra większej roli w całości, ani często się w treści nie pojawia, przez co nie do końca ten wybór autora rozumiem. Pozwolę sobie również wtrącić nadużywanie idealizowania języka, bo jednak co jak co, ale nigdy nie uwierzę, że świniopas w tamtych czasach wypowiadał się gracją i szykiem, którego pozazdrościłby mu niejeden dyplomata czy demagog. 

I teraz przejdę do aspektu, który momentami sprawiał, że aż zgrzytałam zębami. Chodzi mianowicie o gatunek, w jakim książka się mieści - jest to powieść historyczna. Wiem, że jej celem jest głównie ukazanie wydarzeń z perspektywy danego ludu, wzmocnienie tożsamości narodowej i podniesienie ludu na duchu, jednak to co się tutaj stało wyprowadziło mnie z równowagi. O ile postać Jana jest tu okazana w miarę rzetelnie, o tyle przy reszcie aspektów i postaci autor poleciał po całości.  Przede wszystkim, najbardziej rażące było podejście do postaci króla Ryszarda, ukazanego tutaj jako ideał władcy. Większość z nas może sobie pomyśleć, że skoro miał przydomek "Lwie Serce", to znaczy, że musiał być wspaniałym władcą. Otóż nic bardziej mylnego, przydomek ten otrzymał dzięki swym zasługom na krucjatach, które oczywiście są szlachetne, ale problem tkwił w tym, że Ryszard oprócz swoich krucjat, nie widział więcej nic. Podczas dziesięciu lat swoich rządów, w Anglii spędził JEDYNIE 6 miesięcy, dzięki czemu zapracował sobie na drugi przydomek "the absent king". Mało tego, ciągle pakując się w wojny i walki (oczywiście poza granicami swego państwa i wcale nie w interesie Anglii), często trafiał do niewoli, przez co ceny okupów były kosmiczne. Pomijając fakt okupów, kolejną sprawą był skarbiec, który przy końcu jego rządów pozostał pusty, ponieważ z pieniędzy państwowych finansował swoje wojenne wojaże i krucjaty.  Kolejnym aspektem są relacje między ludnością francuską i saksońską, która tutaj ukazana jest w sposób osobliwy - Normanowie jako uzurpatorzy, a Saksonii jako lud uciskany. Nie jest to do końca prawdą, gdyż Anglii nikt sobie nie uzurpował, a zwyczajnie ją podbił, tak jak to również zrobili Wikingowie od 8 do 10 wieku, czy sami Anglo-Saksonowie, którzy jako germański lud wkroczył w V wieku n.e. na Wysypy i który podbił pozostałości przybywających tam Rzymian czy Celtów. A teraz łącząc relacje między Normanami i Saksonami i królem Ryszardem - tutaj autor ukazuje, że jego brat Jan nienawidził Saksonów, a Ryszard wręcz przeciwnie, był sprawiedliwy i nie miał nic przeciw podbitemu ludowi - zarówno Jan, jak i Ryszard należeli do dynastii Plantagenetów, która była (bez wyjątku) nienawidzona przez każdy ród, który doznał inwazji Wilhelma. Jedyny powód, który miałby sprawić, że lud Saksoński wolałby króla Ryszarda to chyba jedynie jego wieczna nieobecność, która powstrzymała go przez zniszczeniem nie tylko skarbca, ale i całego państwa.


Gdy już jako miłośnik historii, pragmatyzmu i student wylałam z siebie całą żółć, teraz mogę przejść do omawiania innych aspektów, tym razem takich, które faktycznie w średniowiecznej Europie miały miejsce. Przede wszystkim warty uwagi jest wątek sytuacji kobiet, o której wspominałam wcześniej. Nie dość, że kobieta nie miała prawa wyboru w kwestii męża, to i traktowana była przedmiotowo, jako bardziej (lub mniej) cenny łup, będący często środkiem wymiany handlowej. Kolejnym aspektem jest traktowanie Żydów, a raczej ich dyskryminacja, która swój początek miała nie podczas II Wojny Światowej, a już wcześniej, choćby w starożytnym Rzymie czy średniowiecznej Anglii, w której Żydów można było zabijać na ulicach, nie ponosząc żadnych konsekwencji (paradoksalnie nadużywane przez osoby, które uczestniczyły w krucjatach do Ziemi Świętej). Następnym wątkiem jest fanatyzm religijny, który również w powieści miał miejsce i który podczas średniowiecza (i później w czasach Hiszpańskiej Inkwizycji) miał swój szczyt. To również wiąże się z sytuacją kobiet, ponieważ gdy tylko jakaś była "niewygodna", to oskarżano ją o czary, i najczęściej niewinna kobieta płonęła na stosie. 


Podsumowując, pomijając fakt, że zamiast powieści historycznej zaserwowaną mamy historyczną propagandę, to traktując tą pozycję jako czystą fikcję literacką bez odniesień do rzeczywistości, jest do całkiem dobry kawał przyjemnej literatury przygodowej. Polecam ją każdemu, kto ma słabość do motywu średniowiecza i Wysp Brytyjskich jako ciekawą i niecodzienną lekturę, jednak nie polecałabym jej jako źródła wiedzy historycznej.


Moja ocena: 6/10
Ilość stron: 155









7 comments:

  1. Ja lubię powieści historyczne, ale taka propaganda może być rzeczywiście dosyć niebezpieczna. Cóż, na razie chyba sobie ten tytuł odpuszczę, może kiedyś do niej sięgnę, ale na razie podziękuję ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, fantastyczna i bardzo wchodząca w głąb recenzja! Bardzo lubię, gdy ktoś jest w stanie mi przybliżyć coś, czego nie jestem pewna. Widać autor książki nie wziął pod uwagę tego faktu, bądź też uczynić chciał z książki swoisty manifest polityczny, czy też zbyt zafascynowany był owym Królem, by spróbować na niego spojrzeć realnie, oczyma mieszkańców :)

    Jeśli chodzi o bohaterów, ja czytając Twój opis książki miałam wrażenie, że jest ich naprawdę wielu, choć wiadomo - jest to oko kogoś, kto książki nie czytał, w związku z czym możliwe, że gdy postaci owe pojawiają się wewnątrz fabuły, to faktycznie z nią grają. Fajny zabieg z przypomnieniami dotyczącymi treści :), choć to raczej nie mój książkowy klimat :D

    Pozdrawiam!
    Cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki historyczne czy też historyczna fikcją są to ostatnie pozycje, po jakie sięgam, więc i tę pozycję sobie podaruję ;)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie słyszałam o tej książce, ale brzmi ciekawie, więc muszę dopisać ją do listy lektur do przeczytania.
    Pozdrawiam,ann-books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Może to być dla mnie ciekawe doświadczenie, zwłaszcza że nie czytam takich książek na co dzień, jednak intryguję mnie taka tematyka. Z tego co wyczytałam nie powinnam się zawieść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, ze tam malo tutaj faktów, bo jednak jako miłośniczka powieści historycznej, widzę ze da się połączyć historię z dobrą lekturą. Jednak mimo wszystko brzmi naprawdę ciekawie :)

    Powodzenia na kampanii wrześniowej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam i muszę się zgodzić z Twoją opinią :)

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Help Book, AllRightsReserved.

..