Pokazywanie postów oznaczonych etykietą angielski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą angielski. Pokaż wszystkie posty

piątek

100. 7 słowników internetowych, z których korzystam



Jako, że ferie świąteczne właśnie się rozpoczęły, w końcu mogę wrócić na bloga z postem, który planowałam od... niemal roku! Jak dobrze pamiętacie - jakiś czas temu na blogu padł pomysł, by oprócz recenzji książek, powstała również seria poświęcona nauce języka angielskiego, w której będę mogła się z Wami dzielić moimi radami, doświadczeniem i wskazówkami, kierowanymi zarówno dla uczących się tego języka, jak i tych, którzy znają go dobrze i na co dzień z nim obcują. 

Jako osoba od lat pasjonująca się tym językiem i studiująca filologię często spotykam się z pytaniem:  
JAKI SŁOWNIK JEST NAJLEPSZY? 

Zazwyczaj odpowiadam na to pytanie w dwojaki sposób. Pierwszy, żartobliwy - LEKKI! I drugi, tym razem już całkiem poważny - JEDNOJĘZYCZNY. 
Dlaczego wszystkim polecam słowniki angielsko-angielskie zamiast dwujęzycznych?

Ponieważ w języku angielskim (tak jak i każdym innym języku obcym), jest mnóstwo słów, wyrażeń, idiomów, które podane w różnych kontekstach, mają również różne znaczenia. Jeżeli nasz angielski jest na poziomie wyższym niż podstawowy (A1-A2), nasze zapotrzebowanie na specyficzne odpowiedniki polskich słów będzie rosło, dlatego słownik angielsko-angielski będzie najlepszą opcją. Dodatkowym atutem takiego rozwiązania jest to, że czytając angielskie definicje angielskich słów, wraz z przykładami ich użycia, oprócz nauki dodatkowego słownictwa, wprawiamy nasz mózg w stan większego skupienia "przetwarzając" obcą definicję, dzięki czemu zapamiętujemy WIĘCEJ, a szanse na to, że dana fraza zostanie nam w głowie dłużej rosną. 


Z jakich słowników ja korzystam?

Fizycznych, książkowych posiadam ponad 10, z czego część pamięta jeszcze czasy mojej podstawówki. Jaki jest mój ulubiony/taki, który uważam za najlepszy? Swego czasu najchętniej sięgałam po Longman Dictionary of Contemporary English, ponieważ zawierał większość wyszukiwanych przeze mnie wyrażeń, a sięgając do niego, zazwyczaj sięgałam po małospotykane, trudne lub archaiczne słowa. Posiada również całkiem przyzwoity zasób idiomów i phrasali kojarzonych z danym słowem. Jednak papierowe słowniki nie są dla mnie dobrym rozwiązaniem. Z jakich zatem korzystam? 

Z INTERNETOWYCH! 

Dlaczego? Ponieważ nie ważą kilku kilogramów. Ponieważ mam do nich dostęp z każdego miejsca mojego pobytu, w każdej chwili mogę je otworzyć na telefonie. I przede wszystkim - nie muszę w nich wertować kartek szukając danego słowa, dzięki czemu oszczędzam czas i swoje nerwy. Nawet wspominany wcześniej papierowy Longman szybko porzuciłam na rzecz jego cyfrowej wersji zamieszczonej na DVD wraz ze słownikiem. Jednak i takie rozwiązanie szybko przestało mnie satysfakcjonować, ponieważ mój apetyt na słowa cały czas rósł, a tradycyjne słowniki nie mogły go zaspokoić. Na co się wtedy przerzuciłam? Na słowniki internetowe. Oto lista siedmiu, najczęściej odwiedzanych przeze mnie stron, które pełnią dla mnie funkcję słownika:

https://dictionary.cambridge.org/



Słowniki Cambridge i Oxford mają w moim sercu szczególne miejsce. Szukając angielskich znaczeń danego słowa, słowniki tych dwóch uniwersytetów są dla mnie niezastąpione. Na żadnym z innych słowników nie spotkałam się z takim bogactwem przeróżnych znaczeń (niektóre sięgają do kilkunastu!) przypadających na jedno słowo. 




https://www.oxfordlearnersdictionaries.com/






Identycznie, jak  z Cambridge - obie te strony są mekką każdego studenta filologii. Często się również słyszy o sporach Oxford vs Cambridge - ja osobiście jednak preferuję Cambridge, ze względu na bardziej odpowiadający mi układ graficzny i kolorystyczny strony. 




https://www.macmillandictionary.com/





Na stronę słownika wydawnictwa Macmillan również zdarza mi się zajrzeć. Nie należy on do "najbogatszych", jednak jest on przydatny, gdy pracujemy z podręcznikami językowymi tego wydawnictwa. Zawiera on sporo związków frazeologicznych zawartych w książkach do nauki języka angielskiego wydanych pod tym szyldem. Atutem tego słownika jest również przejrzystość strony.






https://www.diki.pl/


Dla osób, które nie posiadają biegłości języka, która umożliwiłaby im korzystanie ze słowników angielskojęzycznych diki.pl, jest (moim zdaniem) najlepszą opcja. Zawiera dosyć przyzwoity zasób słów, kolokacji i idiomów, który z pewnością wystarczy tym, którzy swoją przygodę ze szlifowaniem języka dopiero zaczynają. Dodatkowym plusem strony jest również fakt, że zaraz po wyszukaniu danej frazy, jej wymowa automatycznie się odtwarza, co jest sporym ułatwieniem dla tych, którzy nie są jej pewni. 




https://www.wordhippo.com/



Na wordhippo często zaglądam szukając synonimów lub antonimów danego wyrazu. Spośród wszystkich innych stron oferujących podobne wyszukiwanie, hipopotamek jest moim ulubionym tezaurusem, ponieważ oprócz miłej dla oka oprawy graficznej, na stronie w 99% znajdowałam to, czego szukałam.




http://idioms.thefreedictionary.com/



Nad tą pozycją zastanawiałam się najdłużej, ponieważ na miejscu szóstym postanowiłam umiejscowić stronę, której używam do wyszukiwania znaczeń idiomów. Stron tego typu jest mnóstwo, dlatego wybrałam thefreedictionary.com, ponieważ właśnie na tą stronę trafiam najczęściej w moich idiomowych poszukiwaniach. 





https://bab.la/



Na ostatnim miejscu postanowiłam umiejscowić stronę bab.la, która jest drugą stroną oferującą tłumaczenia w języku polskim. Na stronę zaglądam często szukając użycia danej frazy w zdaniu, ponieważ strona bab.la jest w nie bogata. Jeśli nie jesteście pewni czy oby na pewno dobrze rozumiecie dane słowo - szukajcie przykładów jego użycia i na tej podstawie szukajcie sytuacji, w jakich to słowo jest używane. W celu innym niż szukanie konkretnego wyrażenia w kontekście strony tej nie polecam, ponieważ jest mało precyzyjna i może nieraz zmylić. 


Linki do poszczególnych stron dostępne są po kliknięciu w szary banner z ich nazwą.


Mam nadzieję, że post będzie przydatny i zaciekawił Was chociaż trochę, ponieważ (nie ukrywam!😄) od dłuższego czasu nie mogłam się doczekać jego publikacji!





Read More

95. English Matters 68/2018



Wraz z nadejściem nowego roku nadszedł czas na nowe wydanie English Matters!




Na jednej z pierwszych stron zawarty jest krótki, aczkolwiek ciekawy fragment dotyczący fantastycznych stworzeń mitologii irlandzkiej oraz typowo brytyjskiego humoru. 


Pierwsze wydanie English Matters w 2018 roku obfituje w serię poruszających tematów takich jak zaburzenia odżywiania czy śmierć w przemyśle muzycznym.

Pierwszy z artykułów porusza kwestię coraz częściej spotykanych u młodych ludzi zaburzeń odżywiania, które bezpośrednio połączone są ze złym stanem psychicznym osoby cierpiącej. Artykuł przybliża nam problem i opisuje znaki ostrzegawcze, które pomogą  nam zaobserwować ewentualne zmiany wśród naszych bliskich.



Death in the Music Industry to wnikliwy artykuł poruszający kwestię przedwczesnej śmierci w szeroko rozumianym przemyśle muzycznym. W lekturze wspomniani zostają legendarni muzycy, tacy jak Jimmy Hendrix, czy tragicznie zmarły basista Metalliki, Cliff Burton. Poruszona zostaje również kwestia tak często spotykanej śmierci samobójczej, która przez ostatnie lata (jak w przykładzie Chrisa Cornella czy Chestera Benningtona) zbiera potężne żniwo.



W nowym numerze nie zabraknie również artykułów o lżejszej tematyce, takiej jak historia kariery Mel B, czy tekst badający fenomen Starbucksa, który trafi do każdego fana tejże sieci kawiarni. 


English Matters nie zapomina również o tych, którzy czytają podróże. W najnowszym numerze trafimy na artykuł o londyńskiej Tower i recenzje najlepszych zimowych resortów w Europie.


Co do kwestii nauki języka angielskiego, oprócz standardowej nauki słówek zawartych w artykułach,  68 wydanie nauczy nas słownictwa z związanego z podróżowaniem samochodem i użycia czasowników modalnych w odniesieniu do przeszłości. 


Magazyn można zakupić na stronie kiosku Colorful Media, w Empiku oraz w wybranych salonikach prasowych.


 Za możliwość zapoznania się z magazynem dziękuję wydawnictwu

Read More

wtorek

89. English Matters nr 67/2017


Wraz z nadejściem listopada, nadszedł nowy, zimowy numer English Matters!


Na samym początku przywitani zostaniemy krótkim fragmentem na temat najpopularniejszych pisarzy i ich pisarskich pseudonimów. Uprzedzam, Wasz świat może zostać wywrócony do góry nogami! Oprócz tego, dowiemy się również dla kogo stworzona została rola Holly Golightly w filmie  Breakfast at Tiffany's. Okazuje się, że jej pierwowzorem wcale nie była Audrey Hepburn, mimo że film kojarzy się właśnie z jej kreacją. 


Tradycyjnie, magazyn jest pełen ciekawych artykułów napisanych w języku angielskim. Jednym z bliższych memu sercu jest artykuł poświęcony Normanowi Daviesowi. 


Norman Davies to historyk i autor, który jest znany każdemu studentowi filologii angielskiej, a jego kultowa książka "The Isles" dla anglofilów jest swoistą biblią. W Polsce natomiast autor ten znany jest przede wszystkim ze swoich książek na temat historii Polski, która jest jego największym zainteresowaniem badawczym. Jest to jeden z nielicznych zagranicznych autorów, którzy tak skrupulatnie podchodzą do tego tematu. Jego prace naukowe z Polską w roli głównej stanowią główny temat artykułu. 



Pozostając w wątku historycznym, nie brakuje również publikacji na temat najbardziej paradoksalnych i absurdalnych wydarzeń z przeszłości. 


English Matters powoli wprowadza nas również w świąteczny nastrój, który wiąże się również z zakupowym szałem. W ramach zakupów, trafimy na ciekawy artykuł na temat Harrods, najpopularniejszego domu towarowego w Wielkiej Brytanii. 




NY Winter Wonderland to mój ulubiony artykuł w tym wydaniu. Dlaczego? Otóż dlatego, że nie ma dla mnie piękniejszej pory roku niż zima. Artykuł ten niemal jak przewodnik oprowadza nas po najciekawszych zakątkach i atrakcjach mroźnego Nowego Jorku, intensywnie działając na naszą wyobraźnię. 


Dla tych, którzy od dalekich podróży preferują ciepły koc, gorącą herbatę i przytulne mieszkanie, autor artykułu zaproponował listę świątecznych filmów, których akcja toczy się właśnie w Nowym Jorku. 





Oprócz wspomnianych przeze mnie artykułów, w 67 wydaniu English Matters znajdziemy również wiele innych, które między innymi badają fenomen fidget spinnerów czy filozofii serialu House of Cards. 





Jako, że magazyn ten przeznaczony jest dla osób chcących szlifować swój poziom języka angielskiego, tak i w tym wydaniu nie zabraknie materiałów poświęconych zjawiskom leksykalnym i gramatycznym. Dla sprawdzenia nowo nabytej wiedzy, redaktorzy magazynu sporządzili również testy bazujące na informacjach zamieszczonych w magazynie.


Podsumowując, nowe wydanie English Matters obfituje w artykuły o przeróżnej treści, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Część artykułów poświęconych bożonarodzeniowej aurze i piękne (szczególnie zimowe) fotografie niejednego nas wprowadzą w świąteczny nastrój.


Magazyn można zakupić na stronie kiosku Colorful Media, w Empiku oraz w wybranych salonikach prasowych.

 Za możliwość zapoznania się z magazynem dziękuję wydawnictwu
Read More

81. English Matters nr 66/2017


Jak dobrze pamiętacie - od pewnego czasu na blogu prowadzę również "kącik językowy", w ramach którego publikuję posty z poradami i wskazówkami dotyczącymi nauki języków obcych oraz recenzjami wszelakiego rodzaju książek, kursów i magazynów językowych. Niedawno w moje ręce trafił najnowszy numer English Matters, dwumiesięcznika przeznaczonego dla osób uczących się języka angielskiego. 


English Matters obfituje w artykuły poruszające najróżniejsze tematy, zaczynając od celebrytów, poprzez kulturę, historię aż po reklamę, język i pieniądze. Dzięki tej różnorodności tematycznej każdy znajdzie coś dla siebie. Oprócz artykułów, w dwumiesięczniku znajdziemy również wstawki typowo edukacyjne, z informacjami na temat idiomów, gramatyki czy kultury krajów anglojęzycznych. 



Biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do kultury nordyckiej, historii i etymologii słów, najbardziej zaciekawił mnie artykuł "The Victorious Vikings", w którym to dowiemy się o historii Wikingów na Wyspach Brytyjskich, ich kulturze, roli kobiet w społeczeństwie i przede wszystkim wpływie, zarówno kulturowym, jak i językowym na współczesną angielszczyznę. 

Moją uwagę również przykuł temat z okładki, czyli historia nagości w reklamie. Przebrniemy przez pierwsze dekady, w których "strój Adama i Ewy" został wykorzystywany przez ówczesne koncerny, a skończymy na współczesnych realiach i krytyce, którą temat ten wzbudza nie tylko w kwestiach "moralnych", ale przede wszystkim w kwestii uprzedmiotowienia kobiet. 



Coś dla siebie znajdą w najnowszym numerze również miłośnicy seriali. Dzięki temu artykułowi przyjrzymy się z bliska bijącemu popularności serialowi wyprodukowanemu przez BBC - Poldark. Oprócz opisu czasu, fabuły i postaci, znajdziemy tutaj również mapę przedstawiającą miejsca w Wielkiej Brytanii, w których kręcone były zapierające dech w piersiach ujęcia. 


Biorąc pod uwagę poziom językowy, w jakim napisane są artykuły, sugerowałabym to wydanie osobom będącym na poziomie średnio-zaawansowanym i zaawansowanym. Jestem jednak pewna, że osoby, które z językiem angielskim radzą sobie nieco słabiej, również odnajdą się w tym magazynie, ponieważ każdy artykuł posiada słowniczek z polskim tłumaczeniem oraz dostępne w Internecie nagrania MP3, dzięki którym wątpliwości fonetyczne zostaną rozwiane.


Podsumowując, jesienne wydanie English Matters jest nie lada gratką dla osób, które cenią sobie połączenie wartościowej treści z treningiem językowym. Dzięki różnorodności tematów która obejmuje historię, kulturę, a nawet podróże i tematykę lifestylową, w tym wydaniu każdy znajdzie coś dla siebie.



Magazyn można zakupić na stronie kiosku Colorful Media, w Empiku oraz w wybranych salonikach prasowych.


Za możliwość zapoznania się z magazynem dziękuję wydawnictwu

Read More

środa

75. Kursy językowe SuperMemo.





Pamiętacie Olive Green? Był to interaktywny i kompletny kurs języka angielskiego przygotowany przez SuperMemo.com i którego recenzję opublikowałam dwa miesiące temu. Tych, co nie pamiętają zapraszam do poprzedniej recenzji >tutaj<. 

Dziś, w ramach  serii "nauka języka angielskiego" przychodzę z kolejnym produktem tej firmy, tym razem nie jest to jeden fizyczny kurs, a cała oferta multimedialnych kursów językowych, które miałam przyjemność i okazję wypróbować.


Który kurs wybrać? Oto jest pytanie! Wybór konkretnego kursu to chyba najtrudniejszy moment nauki z SuperMemo. Oto dowód, sami spójrzcie!




W przeciwieństwie to Olive Green, mamy tu do czynienia nie tylko z językiem angielskim, ale również, tak jak i widać na załączonym screenie, wybierać jest spośród czego, gdyż w ofercie jest dwanaście języków, m.in. duński, niderlandzki, szwedzki, norweski czy włoski. Gdy już zdecydujemy się na określony język, nadal pozostaje nam wybór konkretnego kursu, których również nie jest mało. 

Jako, że mnie na chwilę obecną interesował w głównej mierze język angielski oraz język norweski, opowiem nieco o nich. 

Oferta języka angielskiego jest najbardziej rozbudowana. Do wyboru jest szereg kursów typu - słówka, gramatyka czy podział na poziomy zaawansowania (1,2,3).  Nie brakuje tutaj również kursów przygotowujących do anglojęzycznych egzaminów, takich jak Cambridge'owskich  FCE, CAE, CPE, ale również i IELTS, TOEFL, YLE. Warto również zwrócić uwagę na kursy Business English, których jest aż 5. Język norweski niestety ma uboższą ofertę, gdyż dostępny jest tylko kurs "Szybki start" i "rozmówki". Jednak myślę, że dla początkujących jest to wystarczające.


Co do zawartości kursów, tutaj również króluje rozmach. W przypadku kursów przygotowujących do egzaminów mamy do czynienia nie tylko z pojęciami gramatycznymi czy stricte słownictwem, a kształcone są różne umiejętności językowe, takie jak słuchanie czy czytanie ze zrozumieniem. Spodobał mi się również wątek kulturowy, który również jest częścią kursów. 




Sam proces nauki przypomina naukę z fiszek, gdyż po każdym ćwiczeniu/informacji ukazuje nam się panel, w którym odpowiadamy zgodnie ze swoim stanem wiedzy i sumieniem :-). Nie jest to również dziwne, ponieważ jak firma zapewnia - kursy przygotowane są w oparciu o algorytm ułatwiający efektywniejsze zapamiętywanie, czyli działają podobnie jak fiszki.


 Przydatną sekcją jest również "Plan" i "Statystyki", gdzie możemy w łatwy sposób sprawdzić swoje własne tempo nauki i szacowany czas ukończenia kursów.



Dodatkową ciekawą opcją jest również opcja tworzenia własnych kursów i dzielenia się nimi. Nie muszą to być kursy językowe.


Wiele osób w tym punkcie może stwierdzić, że kursy to ciekawa alternatywa, lecz niekoniecznie dla nich, ze względu na brak czasu. Nic bardziej mylnego, aplikacja SuperMemo dostępna jest również na urządzeniach przenośnych z systemem Androidem i iOS. Dzięki temu nawet będąc "zabieganym", czy nie mając dostępu do komputera, z kursów korzystać można również na smartphonie i tablecie.


Różnorodność języków, kursów i ich tematyczny podział to coś, czego szukałam od dłuższego czasu i z czego szybko nie zrezygnuję. Myślę, że kursy te to idealne rozwiązanie  i dobra inwestycja dla wszystkich tych, którzy chcą kształcić języki obce nie tylko w suchy, podręcznikowy sposób, ale przede wszystkim w sposób, który angażuje wszystkie umiejętności niezbędne do swobodnego porozumiewania się w języku obcym. Ogromnym plusem jest również fakt, że firma idzie z duchem czasu, dzięki czemu kursy dostępne są również na urządzeniach przenośnych.


Za możliwość przetestowania i zrecenzowania kursów dziękuję

supermemo.com





Read More

niedziela

68. Olive Green, czyli interaktywny kurs językowy.




Dziś przychodzę do Was z recenzją Olive Green, czyli interaktywnego kursu językowego, który łączy przyjemne z pożytecznym, zapraszam!

Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z estetycznym pudełkiem o bogatej zawartości. Znajdziemy bowiem w nim trzy książki podzielone według poziomu zaawansowania językowego, ulotkę oraz płytę, które są komponentami całego pakietu. 

To, co moim zdaniem w kursie tym jest najważniejsze, to załączona płyta, dlatego pozwólcie, że właśnie od niej zacznę i na niej się skupię. Na płycie znajduje się program, który musimy zainstalować i który krótko po pierwszej instalacji przywita nas kilkoma aktualizacjami, po których   zakładamy konto, logujemy się i rozpoczynamy kurs.




Najistotniejszą częścią i bazą kursu jest film sensacyjny, o którego fabule nieco opowiem.

Poznajemy Gabriellę Aguilar, zjawiskową Amerykankę, która eufemistycznie określa się "konsultantką sztuki", lecz w rzeczywistości zajmuje się jej kradzieżą. Dostaje ona zlecenie, które musi wykonać w Anglii i która oprócz wielkiego ryzyka wiąże się również z wielkim wynagrodzeniem i otrzymaniem nowej tożsamości, wraz z którą od tej chwili nazywa się Olive Green. Pod przykrywką studentki archeologii, zatrzymuje się ona w niewielkiej malowniczej angielskiej miejscowości, w hotelu prowadzonym przez Jessicę i jej sympatycznego syna, który jest również policjantem. Celem Olive jest bogaty biznesmen i jego obraz, który z czasem okazuje się być tylko przykrywką większej sprawy, która wiele skomplikuje. 




Nie jest to jednak zwykły film, bowiem jest to film interaktywny, przypominający grę, w której podejmujemy decyzje za bohaterów, rozwiązujemy łamigłówki, ale i którą... można przegrać. 



 

Film podzielony jest na 60 scen, pomiędzy którymi znajduje się sekcja learningowa. Trenowane są w niej umiejętności takie jak (w  tym przypadku) oglądanie ze zrozumieniem, słownictwo zawarte w danej części, sekcja gramatyczna, interaktywny dialog, który kreujemy sami, jak i Cultural trivia, czyli blok poświęcony kulturalnym ciekawostkom na temat anglojęzycznych krajów.







 Wystarczy kliknąć, by powiększyć :)


Co do samego kursu, jest to niewątpliwie coś nowego i nieczęsto spotykanego na polskim rynku. Prawdę mówiąc, trochę obracam się w strefie "nauki języka", lecz nigdy wcześniej spotkałam się z nauką w postaci interaktywnego filmu. Oczywiście film nie jest kinowym arcydziełem, lecz nie można się też do niego przyczepić, gdyż spełnia swoje dydaktyczne przeznaczenie bez zarzutu, zawierając słownictwo, które doskonale łączy to "podręcznikowe" z bardziej kolokwialnym, codziennym.  Dobrze są też w nim podkreślone akcenty w wymowie bohaterów, wyraźnie ukazując różnicę między General American, a British English. Co prawda nie jest to kluczowy aspekt kursu, lecz jako studentka filologii angielskiej zwracam na to uwagę. 


Następną częścią składową kursu są książki, które zawierają dialogi z poszczególnych scen, słowniczek do nich, jak i komentarz gramatyczny. Podzielone są one według poziomów, od początkującego (A1-A2), poprzez średnio-zaawansowany (B1-B2) aż po zaawansowany (C1). Właśnie ten podział uważam za niezwykle ważną zaletę całego kursu, gdyż dzięki temu może on być adresowany dla osób chcących uczyć się/ulepszyć swój  angielski niezależnie od poziomu zaawansowania językowego.  Ubolewam jednak nad faktem, że książka poświęcona poziomowi C1, który mnie interesuje, jest tak cienka w porównaniu do bardziej okazałych poprzednich.


To, co w całej tej metodzie nauczania jest najważniejsze, to najbardziej efektywny sposób nauki, którą jest nauka w kontekście, dzięki czemu kształtujemy PRAKTYCZNĄ znajomość języka, która pomoże nam się odnaleźć w niejednej życiowej sytuacji. 

Warto również zwrócić uwagę na fakt, że dzięki wymaganemu dostępowi do Internetu, nasze postępy zapisują się automatycznie i oprócz komputera jak i dołączonych książek, możemy również kontynuować naukę w aplikacji mobilnej o tej samej nazwie.

Pisząc recenzje pozwoliłam sobie również zrobić mały research, z którego dowiedziałam się, że firma działa na rynku od 1991 roku, dzięki czemu dysponuje doświadczeniem w branży, a sam kurs i film został wielokrotnie nagrodzony przez międzynarodowe organizacje. 

Kurs Olive Green mogę polecić każdemu, kto chciałby nauczyć się języka lub ulepszyć swój obecny poziom, niezależnie czy jest to poziom podstawowy, czy zaawansowany.  Jest to również kurs, obok którego nie można przejść obojętnie. Jest on idealny dla wszystkich tych, którzy wolą uczyć się z użyciem multimedialnych środków, ale i również dzięki załączonym książkom będzie on również dobrym rozwiązaniem dla osób, które preferują naukę tradycyjną.


Za możliwość przetestowania i zrecenzowania kursu dziękuję firmie 
https://olivegreenthemovie.com/about/start/



Read More

piątek

63. Leopold von Sacher- Masoch - Wenus w futrze || Venus in Furs [ze słownikiem]




Z napisaniem tej recenzji zwlekałam kilka dni od momentu przeczytania, gdyż rządziły mną mieszane uczucia wzajemnie się ze sobą kłócące. Przedmiotem recenzji będzie, można to już śmiało powiedzieć, popkulturowy klasyk  o tytule Wenus w futrze, a napisał go austriacki pisarz Leopold von Sacher-Masoch. 

Niby nazwisko jakby znane, a jednak nieco zamglone. Masochizm? To pojęcie już chyba mówi więcej. Albowiem właśnie od tej książki i nazwiska autora powstało to pojęcie, oznaczające znajdowanie przyjemności w bólu, poniżeniu i cierpieniu. 

W powieści poznajemy Severina, który przebywając w ogrodzie często podziwia marmurowy posąg zimnej i władczej Wenus, o której snuł najśmielsze fantazje. Zafascynowany mitologicznymi i pogańskimi kobietami, które otoczone były zniewolonymi mężczyznami u ich stóp wyrabia sobie w nich ideał. Pewnego dnia w ogrodzie spotyka kobietę, wyzwoloną młodą wdowę, Wandę von Dunajew, rudowłosą kobietę uwielbiającą futra, która szybko staje się ucieleśnieniem jego wymarzonej kobiety i którą nazywa swoją Wenus w futrze. 

It's only man's egoism which wants to keep woman like some buried treasure

Gdy para z czasem zbliża się do siebie i nawzajem wyznaje sobie miłość, Severin zaskakuje Wandę niecodziennym ultimatum, mówiąc jej, że albo zostanie jego wierną żoną na lata, albo on zostanie jej niewolnikiem do końca swoich dni. Wanda początkowo wzbrania się przed dokonaniem wyboru, twierdząc, że nie będzie dobrą żoną ze względu na niestałość jej uczuć, jak i nie będzie dobrą Panią, gdyż nie sądzi, by była zdolna traktować ukochanego z pogardą i zadawać mu ból.

The more devoted a woman shows herself, the sooner the man sobers down and becomes domineering

Jednak po pierwszych nocach, w których Wanda poniża i bije Severina, który z każdym ciosem kocha ją jeszcze bardziej, odkrywa, że zaczyna się jej to podobać. Jak nietrudno się domyślić, marzenie Severina właśnie się spełniło. Pani i jej niewolnik razem wyruszają do Wenecji, gdzie Wanda zakupuje dom, zatrudniając dodatkowych służących i z czasem rozgląda się za mężczyzną, którego mogłaby pokochać i poślubić.

But you see, child, a woman can only do that in the rarest cases. She can neither be as gaily sensual, nor as spiritually free as man; her state is always a mixture of the sensual and spiritual. Her heart desires to enchain man permanently, while she herself is ever subject to the desire for change. The result is a conflict, and thus usually against her wishes lies and deception enter into her actions and personality and corrupt her character.

Z radości, podniecenia i miłości Severina z czasem niewiele już zostaje, gdyż doznając ból, który do tej pory zdawał się mu sprawiać przyjemność, zaczął być czymś nie do wytrzymania. Swoją piękną i władczą Wenus teraz nazywa potworem bez serca. Niejednokrotnie bity w obecności innych służących, zamykany w ciemnej piwnicy czy obserwując flirtowanie jego ukochanej Pani z innymi mężczyznami,  którzy jak ona sama stwierdzi - interesują ją i których pożąda stają się zbyt wielkim ciężarem i udręką. Chcąc zerwać umowę, w której swoje życie powierza Wandzie, mężczyzna rozważa dwie drogi - ucieczka, albo samobójstwo.

Whoever allows himself to be whipped, deserves to be whipped

Wracając do moich mieszanych odczuć, wahałam się nad oceną książki, gdyż z jednej strony historia sama w sobie nie jest szczególnie porywająca, pełna erotyzmu czy zwrotów akcji, a jej język jest prosty, to jest to również zarazem jej zaleta. Książka została napisana w 1870 roku, i jak nie trudno się domyślić, owiana ona była etykietką skandalu, wielkiej deprawacji i upadku. Literatura tego typu nie była rozpowszechniona, a i wizerunek mężczyzny, jako uległego niewolnika nie wpasowywał się w (panujące do dziś) kanony męskości. Wspominając również o roku wydania, myślę, że w tym przypadku prosty język jest jej zaletą, gdyż gdyby była napisana w takim stylu, w jakim pojawiały się inne publikacje tamtego czasu - z pewnością była by trudniejsza do zrozumienia i cięższa w czytaniu.

Nawiązując do cytatów powyżej, książka może i nie zawiera wielkiego morału, bo skupia się przede wszystkim na zmianie charakterów bohaterów, która (niekoniecznie) wyszła im na dobre, to mimo wszystko jest  kopalnią cytatów, z których można wyłapać perełki. 

Książka przeszła również do popkultury, gdyż nie tylko nadała pojęcie "masochizm", ale też i wprowadziła pewne kanony tego typu literatury erotycznej. Pejcz, klękanie przed drugą osobą, czy prototypowa "umowa niewolnictwa" zawierana przez dwójkę osób z ich własnej, niewymuszonej woli są stałymi elementami takowej literatury. Oprócz pisarzy, książka również zainspirowała twórców filmów (Romana Polańskiego), poetów i muzyków (zespół the Velvet Underground z piosenką o tym samym tytule).

Nie doświadczymy tu pikantnych opisów seksu, czy też bezpośredniego seksu samego w sobie. Książka bardziej się skupia na stanie psychicznym bohaterów, który z czasem ewoluuje, niekoniecznie w dobrą stronę. Zapewne nie wszystkim przypadnie do gustu, jednak myślę, że powinien ją przeczytać każdy, by poznać "korzenie" literatury erotycznej czy psychologicznego terminu zwanym masochizmem.

Moja ocena: 7,5/10
___________________________________________________________________________

Książkę tę, podobnie jak poprzednią (Dr Jekyll i pan Hyde) otrzymałam od wydawnictwa [ ze słownikiem ] i jest ona opublikowana w języku angielskim.

Tak, jak to też wspominałam w poprzedniej recenzji, książka posiada 3 słowniczki, pierwszy z przodu, zawierający najczęściej występujące wyrazy, drugi z tyłu, posiadający wszystkie przetłumaczone wyrazy i trzeci "podręczny" znajdujący się na każdej stronie na marginesie, zawierający tłumaczenia ciekawych słów pogrubionych w oryginalnym tekście.

Poziomy, jakimi oznaczona jest książka to B2 - C1 , czyli przeznaczona jest dla osób z językiem angielskim na poziomie średnio zaawansowanym i zaawansowanym. Myślę jednak, że przystępny język, w jakim została przetłumaczona z niemieckiego na angielski, nie będzie stanowił większego problemu dla osoby, której poziom jest nieco niższy. 

Tak jak to wspominałam wcześniej, jest to seria książek, która wspomaga rozumienie tekstu, czytania w obcym języku i poszerzania słownictwa. Cel tej książki moim zdaniem zostaje osiągnięty - oprócz poznawania fabuły, trenujemy również język. Mogę ją polecić każdej osobie, chcącej poszerzyć swoje umiejętności językowe. 




Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu 

https://www.facebook.com/zeslownikiem/


Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Help Book, AllRightsReserved.

..