czwartek

85. Elizabeth Strout - Mam na imię Lucy



Mam na imię Lucy to niecodzienny i unikalny twór, z którym ostatnio miałam okazję się spotkać. Autorką książki jest Elizabeth Strout, znana przede wszystkim z powieści "Olive Kitteridge" za którą otrzymała między innymi Nagrodę Pulitzera. 

Książka opowiada o Lucy Barton, młodej kobiecie, matce dwójki dzieci i aspirującej pisarce. Na początku dowiadujemy się, że tytułowa Lucy znajduje się w szpitalu, w ramach rekonwalescencji po przebytej operacji. Pewnego dnia główną bohaterkę odwiedza matka, z którą przez ostatnie kilka lat Lucy nie miała kontaktu. Wraz z przybyciem matki, Lucy udaje się w mentalną podróż do jej rodzinnego miasteczka Amgash i jego mieszkańców. Okazuje się, że Amgash dla młodej Lucy stało się symbolem skrajnej biedy, w której przyszło jej dorastać oraz  główną motywacją do nauki i ucieczki na studia, by zaznać innego, godnego życia. 

Często narzekam na brak akcji w czytanych przeze mnie książkach, jednak w przypadku Mam na imię Lucy ten brak akcji i dynamiki oraz wszechobecny spokój nie przeszkadza mi, a wręcz przeciwnie, jestem nim zachwycona. 

Książka mimo swej prostoty porusza szereg głębokich i ważnych kwestii, takich jak bezwarunkowa miłość, skomplikowane relacje z najbliższymi, samotność czy łamanie stereotypu jakoby osoby wychowane w biedzie w przyszłości lądują na marginesie społecznym. 

Zarówno wspomnienia Lucy, tak jak i jej rozmowa z matką,  stanowią swego rodzaju wnikliwą analizę przeszłego i obecnego życia bohaterki. Wbrew pozorom, Lucy nie narzeka, wręcz przeciwnie, kobieta emanuje spokojem, brakiem żalu i harmonią osoby, która pogodzona jest z samą sobą. W powieści spory nacisk kładziony jest na sztukę przebaczania czy radzenia sobie z przeciwnościami losu.

Warto zwrócić uwagę na język, który według mnie jest największym atutem tego dzieła Elizabeth Strout. Język ten pozbawiony jest zbędnych stawek obfitujących w nieistotne opisy. Prostota, bezpretensjonalność i minimalizm to główne cechy książki, które sprawiają, że każde słowo autorki jest adekwatne i starannie wyselekcjonowane.

Podsumowując, nadal jestem urzeczona minimalizmem i spokojem, w które Mam na imię Lucy obfituje. Sposób, w jaki główna bohaterka opowiada o swoim życiu niejednego czytelnika skłoni do refleksji i doceniania otaczającego go świata. Myślę, że każdy z nas powinien się z tą książką zapoznać, ponieważ mimo braku dynamiki, dzięki wcześniej wspominanej czarującej prostocie nie sposób się od niej oderwać. 

Moja ocena: 8/10
Ilość stron: 224
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu

6 comments:

  1. Ostatnio właśnie przerzucam się na książki bez akcji, które nadrabiają cudownym stylem, a najczęściej także humorem. Wtedy mogę w spokoju czytać daną powieść i skupiać się na radości z samego czytania, a nie zafiksowuję się na dążeniu do rozwiązania jakiejś zagadki :)
    Pozdrawiam ciepło :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się trochę obawiam tego braku akcji. Lubię kiedy coś się dzieję, a boję się, że "Mam na imię Lucy" po prostu by mnie znużyło. No, ale może z czasem jednak zaryzykuję ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy minimalistyczna narracja przypadłaby mi do gustu :) ale jak nie przeczytam, to się nie przekonam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogromnie mnie ciągnie do powieści tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie bardzo ciekawi ta książka ;) czeka na półce...

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo chcę poznać twórczość autorki.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Help Book, AllRightsReserved.

..