Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

niedziela

029. Jacek Łukawski - Krew i stal

Dzisiejszy post, tak jak w tytule poświęcony będzie recenzji książki "Krew i stal"



Co prawda książkę dostałam pod koniec marca, jednak z powodu matury i egzaminów nie mogłam sobie w tamtym czasie pozwolić na czytanie. Jednak lepiej późno, niż wcale!

Jacek Łukawski to urodzony w 1980 roku w Kielcach grafik komputerowy. Komputery, literatura? Te dwie dziedziny zazwyczaj wykluczają siebie nawzajem, jednak ścisła część umysłu nie zaszkodziła autorowi w rozwijaniu tej humanistycznej. W swoim dorobku przed recenzowaną dziś książką autor posiada również cykl opowiadań zatytułowanych Gawędy motocyklowe.

Krew i stal, to jak zapewnia nas autor pierwszy tom serii Kraina Martwej Ziemi,  w której poznajemy losy walecznego wojownika Arthorna oraz jego drużyny, która pod rozkazem króla wyrusza w wyprawę w Martwicę, graniczącą z Wondettel, miejscem, które kiedyś stało się polem bitwy najpotężniejszych magów i na które spadła klątwa, która jak sama nazwa wskazuje pozbawiła życia wszystkiego na tym obszarze. Celem wyprawy było odnalezienie świątyni u podnóża gór oraz zebranie starożytnych ksiąg, które się w niej znajdowały. 

Już na samym początku wyprawy drużynnika bohater trafia na liczne niebezpieczeństwa, rozpoczynając na mitycznych wiłach i rusałkach, poprzez potwory czy odrębną rasę brutalnych wojowników Dao.  Bardzo szybko również w obozie pojawia się zdrajca, który podzieli drużynę oraz doprowadzi do wielu śmierci. W dalszych rozdziałach będziemy świadkami losów i częściowo samotnej wędrówki Arthorna, który po przegranej potyczce odnajduje stary, przepełniony magiczną mocą miecz oraz postanawia odnaleźć ocalałych członków drużyny i wypełnić rozkaz króla. Podróż Arthorna nie jest jedynie podróżą dosłowną, jednak również tą metafizyczną w poszukiwaniu własnego ego, celu oraz przeznaczenia. 


Krew i stal, to klasyczna powieść fantasy, w której występują przeróżne rasy, magia, klątwy, zombie czy smoki. To porządna doza fantastyki dla każdego fana tego gatunku, który poszukuje klimatów zbliżonych do twórczości A. Sapkowskiego. To również wspaniale przemyślane uniwersum, pełne mistycznych opisów miejsc, postaci czy formuł, które staramy się zrozumieć. Kolejnym aspektem książki, na który warto zwrócić uwagę to słowiańska demonologia i folklor, które w książce występują w postaci wił, topielców czy kapłanów-żerców. 

Czytając tą powieść aż ciężko jest uwierzyć, że jest to literacki debiut autora, który na co dzień zajmuje się zupełnie inną dziedziną niemającą wiele wspólnego z beletrystyką. Autor sprawnie posługuje się językiem i wprowadza nas w klimat podobny do sztandarowych powieści gatunku.

Co do minusów, to o ile jest to minus, to drażniąca jest przesadzona wielowątkowość, przez co ciężko było się połapać w niektórych fragmentach, być może jest to spowodowane tym, że jest to dopiero pierwszy tom, a część wątków zostanie kontynuowana w następnych. Z biegiem czytania również irytujące zaczynają się robić dialogi, które po jakimś czasie wydają się być monotonne. Co do strony technicznej, to doczepić się mogę jedynie do czcionki, która jak na mój gust była zbyt mała, przez co szybko męczyły się oczy. 

Podsumowując: Jest to naprawdę przyzwoita powieść fantasy, którą nie pogardzi żaden fan tego gatunku. Zwrócić należy również uwagę na to, że jest to debiut, bardzo dobry debiut, który sprawia, że po przeczytaniu czujemy głód następnej części i wiedzy na temat tego, jak dalej potoczą się losy  bohaterów.


Moja ocena: 7,5/10
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron:  376


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu 
 
Read More

wtorek

026. Sarah Dessen - Ktoś taki jak ty.

Na początek pragnę Was przeprosić za mą dłuższą nieobecność na blogspocie, jednak nie wynikała ona z braku weny czy chęci (której jak na złość było wiele...), a z powodu braku czasu ze względu na brutalnie zbliżające się matury... Dlatego proszę o wybaczenie i zapraszam na recenzję... :)

Panie i Panowie, przedstawiam Wam Lucyfera! ♥



Książka, która dziś znajduje się na celowniku to powieść znanej amerykańskiej autorki książek z gatunku Young Adult Sary Dessen, pod tytułem "Ktoś taki jak ty". Na rynku polskim, na łamach wydawnictwa HarperCollins, dotychczasowo ukazały się jej dwie powieści, pierwsza "Kołysanka", która stostunkowo niedawno zbierała pozytywne recenzje wśród polskich czytelników oraz ta, która jest dzisiaj moim obiektem oceny.

"Ktoś taki jak ty", to opowieść o życiu dwóch szesnastolatek - Halley i Scarlett, których przyjaźń nic nie było w stanie zakończyć. Jednak życie tych dwóch nastolatek w pewnym momencie zaczęło się diametralnie zmieniać z beztroskiego i szalonego na skomplikowane i wymagającego poważnych decyzji, albowiem Scarlett pod koniec wakacji traci swego chłopaka, który ginie w wypadku. Już sama śmierć ukochanej osoby jest wielką traumą dla każdego człowieka, nie tylko nastolatki, jednak szybko okazuje się, że to dopiero początek zmartwień. Na początku szkoły dziewczyna dowiaduje się, że jest w ciąży... Halley natomiast oprócz zaangażowania się w sprawę przyjaciółki angażuje się również w związek z niepokornym przyjacielem zmarłego chłopaka. Na początku nie słucha rad bliskich, którzy uważali, że nie jest to chłopak dla niej, jednak z czasem zauważa, że nie wszystko jest tak kolorowe, jakim zdawało się być.

Książka ta, to opowieść o dojrzewaniu i dorastaniu w przyspieszonym tempie zarówno dla nastoletniej matki, jak i Halley, która poznaje ciemne strony młodzieńczego uczucia. To również opowieść o miłości, tej usłanej różami, jednak również tej trudnej, pełnej przeszkód i tragicznej oraz o jej konsekwencjach. Książka porusza również tematy powszechnie uznawane za tabu, takie jak nastoletnia ciąża, czy choroba, śmierć i przemijaniu. Autorka pokazuje nam, że każda chwila i moment są ulotne oraz nic nie trwa wiecznie. To również przede wszystkim opowieść o przyjaźni, która łączy obie dziewczyny. O jej sile oraz bezinteresowności w czasie zetknięcia  z poważnymi problemami. Czytając, aż nasuwa nam się myśl ze znanym polskim przysłowiem - "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie".


Książka napisana jest w przyjemnym stylu oraz lekkim językiem, przez co może w pewnych momentach sprawiać wrażenie banału, jednak opowieść ta skutecznie skłania nas do refleksji, na temat tego, jak my byśmy się zachowali w trudnej sytuacji i w stosunku do innych. Czytając, uczymy się również tego, by nigdy nie oceniać nikogo z powierzchownej, zewnętrznej strony, gdyż oceny te często bywają mylne. To również opowieść o ciężkich wyborach moralnych oraz decyzjach, których konsekwencje ciągną się za nami przez całe życie. 
To, do czego mogę się przyczepić, to chyba wyłącznie do literówek w tłumaczeniu, których jest dosyć sporo, lecz nie wpływa to szczególnie negatywnie na jakość czytania oraz do pewnego powielania stereotypów czy też uprzedzeń w stosunku do osób, które odbiegają od normy zachowując się "inaczej" czy posiadając "inne" zainteresowania.

Podsumowując nie jest to tematyka, która mnie "porwała", jednak wynika to z tego, że nieczęsto sięgam po literaturę dla młodzieży. Jestem jednak pewna, że książka spodoba się nie tylko miłośnikom gatunku, ale przede wszystkim dziewczynom, które borykają się z dylematami moralnymi czy powątpiewają z siłę i autentyczność przyjaźni.


Ocena: 6,5/10
Stron: 256
Wydawnictwo: HarperCollins


Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu
Read More

środa

025. Siegfried Lenz - Minuta ciszy.



W me posiadanie trafiła książka Siegfrieda Lenza "Minuta ciszy". Autor książki, to jeden z najbardziej cenionych powojennych pisarzy pochodzenia niemieckiego. Urodził się w 1926 roku, w Ełku, gdzie z czasem zasłużył na tytuł honorowego obywatela miasta. Jego książki zostały przetłumaczone na 20 języków i sprzedane w milionowych egzemplarzach. Autor został uhonorowany również licznymi nagrodami, m.in. Nagrodą Goethego czy Nagrodą Pokojową Pisarzy Niemieckich. Książka, na której dziś skupię swoją uwagę została wydana po raz pierwszy w 2008 roku, dzięki wsparciu Goethe Institut.

Akcja książki toczy się w latach 70. ubiegłego wieku, w niemieckiej nadmorskiej miejscowości. Początkowo znajdujemy się w szkolnej auli, gdzie trwa uroczystość żałobna na cześć tragicznie zmarłej młodej nauczycielki. Z czasem poznajemy również Christiana, nastoletniego chłopca, który towarzyszy nam przez całą książkę opowiadając swe wspomnienia oraz refleksje na temat nauczycielki. Dowiadujemy się, że miała 30 lat, na imię miała Stella oraz uczyła języka niemieckiego. Oprócz wiedzy, posiadała również wiele innych zalet, takich jak doskonały kontakt z uczniami czy ponadprzeciętna uroda.

Treść książki jest przeplatana dwoma wątkami, pierwszym - relacji z uroczystości i drugim - wspomnieniami na temat chwil spędzonych przez Christiana z młodą kobietą. Narrator szybko daje nam do zrozumienia, że Stella nie była dla niego tylko nauczycielem, lecz i również obiektem westchnień, jak i swojej pierwszej prawdziwej, ale zarazem tragicznej miłości.
Kobieta, świadoma konsekwencji takich związków początkowo broni się przed zalotami młodzieńca, jednak z czasem uświadamia sobie, że chłopak ten nie jest jej obojętny i również ulega pokusie idąc za głosem serca w całości oddając się intensywnemu uczuciu.

Książka to niezwykle intymny, zmysłowy lecz zarazem subtelny i niewulgarny opis zakazanej miłości, którą ciężko jest zaakceptować, a jeszcze ciężej zrozumieć. Czytelnik jednak zdaje sobie sprawę z tego, że uczucia tych dwóch bohaterów choć skomplikowane, są autentyczne. Autentyczna jest miłość, ale również i żal i bezdenny smutek młodzieńca, którego pierwsza miłość jeszcze przed tym, niż na dobre się rozwinęła miała taki tragiczny koniec.

Jest to krótka, jednak skłaniająca do refleksji lektura. Nie jest to książka lekka i sielankowa, lecz porusza ciężkie, często nierozumiane przez nas tematy, które w społeczeństwach są uznawane za obszary tabu czy przejawy nieprzyzwoitości, zdrożności czy grzechu. Mimo to, a może raczej właśnie ze względu na to - gorąco polecam ją przeczytać, choćby dla pewnego rodzaju odskoczni, gdyż jest to lektura nietuzinkowa i nieczęsto spotykana.


Moja ocena: 8/10
Wydawnictwo: Dobra Literatura
Ilość stron: 134

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu Dobra Literatura oraz Grupie Wydawniczej Literatura Inspiruje










Read More

wtorek

024. 100HappyDays, czyli jak się robi szczęscie w 100 dni. Mateusz Grzesiak.

Na samym początku pragnę przeprosić za mą prawie dwutygodniową nieobecność na blogspocie, jednak wynikała ona z dosyć intensywnych przygotowań do matury, z naciskiem na dawniej kochany przeze mnie język angielski oraz spraw hobbystycznych, rozwijających mą kreatywność na nowo. Taki oto renesans mych dawnych umiłowań. Zazwyczaj miałabym do siebie pretensje o to, że zaniedbałam inne sprawy, bardziej "rozsądne i racjonalne", jednak w związku z dzisiejszą recenzją książki, która wpłynęła na mą od dawna skrywaną spontaniczność, radość i twórczość, czuję, że nie był to zmarnowany, a kreatywnie i rozwijająco wykorzystany czas.




Dzisiejszy post poświęcę książce "100HappyDays, czyli jak się robi szczęście w 100 dni" autorstwa Mateusza Grzesiaka.

Zacznę może od prezentacji autora. Mateusz Grzesiak jest chyba najpopularniejszym w Polsce oraz jednym z najbardziej cenionych na świecie coachem. Jeszcze kilka(naście) lat temu pojęcie bycia coachem w naszym kraju było traktowane jako pojęcie abstrakcyjne, zbędne, a już na pewno nie prognozowano temu pojęciu rozwoju kariery. Dlaczego pogrubiłam ostatnie słowa? Otóż właśnie dlatego, że całe to "kołczowanie", to nic innego jak połączenie ról motywatora, mentora, trenera, psychologa i terapeuty mające na celu odkrycie przez nas własnych (nieograniczonych) możliwości oraz motywowanie do dalszego rozwoju zarówno fizycznego jak i intelektualnego.

100HappyDays, czyli co i jak?
Pojęcie całego "happeningu" 100happydays było mi znane już dobre kilka lat temu, jednak przyznam szczerze, że nie widziałam początkowo w tym niczego głębszego niż chwalenie się na instagramie gdzie się było/co się jadło/co się robiło. Własne podejście do tego typu akcji zmieniłam jakiś czas temu, gdy zaproponowano mi przeprowadzić w swoim życiu coś podobnego, coś, co pomogłoby mi utrzymywać motywację, wolę walki i... szczęście.

Autor książki na samym początku opisuje nam na czym ta akcja polega, skąd się wzięła oraz jak bardzo zbawienny ma wpływ na samopoczucie człowieka. Jako przykład podaje pewnego Ukraińca, który po tym, gdy popadł w depresję i dołączył do tej akcji, która stopniowo pomogła mu się od niej uwolnić.

Sięgając po książkę, początkowo byłam pewna, że nie będzie to nic innego, jak swoisty pamiętnik autora, który opisuje w nim szczęśliwe momenty z każdego dnia swego barwnego życia. Jednak tak bardzo się myliłam...

Książka ta owszem, zawiera opisy poszczególnych dni i refleksji autora, jednak skupia się ona głownie na opisaniu "sensu" szczęścia, tego, czym ono jest oraz jak do niego dążyć. Każdy dzień rozpoczyna się krótką (za każdym razem inną) definicją szczęścia, następnie przechodzimy do opisu dnia, by potem dojść do konkluzji, wniosków oraz ćwiczeń przygotowanych dla czytelników które, jak sam autor książki wspomina - stymulują do wzrostu nasz mięsień szczęścia ;-).

100HappyDays w wykonaniu Mateusza Grzesiaka to nic innego, jak swoisty przepis na życie, szczęście oraz samodoskonalenie. Uświadamia nas jak bardzo ważne jest życie w zgodzie z samym sobą, utrzymywanie relacji z pozytywnymi ludźmi, samodoskonalenie się czy chociażby poszukiwanie szczęścia w pozornie trywialnych, prostych aspektach życia.

Zabierając się za książkę, uzbroiłam się w wiele zakładek indeksujących, by sobie oznaczyć najciekawsze oraz najbardziej motywujące fragmenty/dni/sentencje/ćwiczenia.. Szybko jednak z tego zrezygnowałam, gdyż okazało się, że zaznaczałam praktycznie każdy dzień (po kilka razy), co z reszta widać na powyższej fotografii.

Dni/porady/inspiracje, które dotarły najgłębiej do mnie i moich przekonań, to między innymi:
Dzień 10., który mówi o tym, że szczęście to podróże. W dniu tym jednak najbardziej spodobała mi się idea wielokulturowości, czyli tego, że z każdej kultury powinniśmy czerpać to, co najlepsze, nie ograniczając się do jednej (przykładowo polskiej) przyjmując z nią nie tylko pozytywne, ale też i negatywne, wysysające z nas energię cechy. Z tematem tym powiela się również dzień 18., mówiący o tym, że szczęście to rozumieć wraz z genialnym ćwiczeniem, które polega na wypisaniu dziesięciu pozytywnych cech Polaków oraz poparciu ich przykładami. Autor wiele razy w książce zaznacza, że walczy z wieloma smokami, a jednym z nich jest to prawie dwustuletnie umiłowanie biedy,  skromności, zawiści, narzekactwa, poczucie gorszości względem Zachodu oraz przegranych przez nasz jakże dumny i silny w przeszłości naród.
Inne dni, które szczególnie były bliskie memu sercu to dzień 22, mówiący, że szczęście to robić coś, w czym się jest kompetentnym, dzień 42. głoszący "Szczęście to mówić w obcych językach", 45. "Szczęscie to przyjaźnić się ze zwierzętami", 57. "Szczęście to spędzać czas z sobą samym.", 78. "Szczęście to otaczać się wiedzą" wraz z genialną radą by na portalach społecznościowych subskrybować i otaczać się tylko wartościowymi treściami, które wzbogacą nas intelektualnie, a nie będą nas ogłupiać oraz dzień 96., z którym zgodzi się chyba każdy z Was, a mianowicie

"Szczęście to czytać książki"


Tak, jak wspominałam wcześniej - forma książki to dziennik, w którym każdy dzień zawiera unikalne informacje, porady, inspiracje oraz ćwiczenia wzbogacające nas jako człowieka rozumnego. Okładka jest twarda, co do formy graficznej nie mam się do czego przyczepić. Kontynuując ocenę pod względem technicznym dodam, że książka jest bardzo przyjemna "w eksploatacji" oraz posiada miłą dla oka czcionkę.

Wracając do strony merytorycznej - jest to idealny przykład książki, która ma motywować i inspirować do działania. Dzięki niej stałam się bardziej otwarta, entuzjastyczna oraz pozytywna. Nie czuję wyrzutów sumienia związanych z tym, że w wolnym czasie zajmuję się tym, co podpowiada mi serce, nie rozum, a na dzisiejsze spotkanie (ala)biznesowe jestem pozytywnie nastawiona i pełna energii. Myślę, że również za jakiś czas rozpocznę na blogu nowy cykl o treściach psychologiczno-lifestylowych, w których pogłębię aspekty, które motywują mnie ( i innych) do działania. A wszystko to w ramach mojej osobistej, rozwojowej terapii :D.

Tak też będę kończyć już tą recenzję. Myślę, że pytanie o jej ocenę to pytanie retoryczne, gdyż oczywiście jest to 10/10, ze względu na to, że książka ta posiada wszystkie cechy książki motywującej, jestem nią zachwycona zarówno pod względem merytorycznym jak i technicznym.

Ocena: 10/10
Wydawnictwo: Helion/Sensus
Liczba stron: 312.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Sensus i grupie wydawniczej Helion




Read More

czwartek

023. Rudość nie radość, czyli "Zawierucha w wielkim mieście"




W lutym w moje ręce trafiła książka Krystyny Bartłomiejczyk pod tytułem "Zawierucha w wielkim mieście".  Okładka jest dosyć wymowna, ukazuje rudowłosą kobietę na wysokich obcasach, sprawiającą wrażenie pewnej siebie i odważnej, przywodzącą nam na myśl wyemancypowane bohaterki kultowego Seksu w wielkim mieście. Jednak nic bardziej mylnego...


Główną bohaterką jest Olga Zawierucha, dwudziestosiedmioletnia architektka krajobrazu, która jest kobietą dosyć niezrównoważoną emocjonalnie, wybuchową, lecz również niepewną swych atutów i niezdecydowaną. Dowiadujemy się, że mieszka w niewielkiej miejscowości Gorajki, w której skupia się na projektowaniu parków, zieleni i ogrodów, jest w związku z przystojnym Antkiem. Życie jak marzenie nieprawdaż? Dla głównej bohaterki jednak cała ta rzeczywistość już na samym początku powieści okazuje się być zlepkiem wyobrażeń, intryg, zdrad i niepowodzeń. Nasza płomiennowłosa bohaterka zamyka się w sobie, popada w apatię, depresję, od miesięcy nie opuszcza swego domu. Do pewnego dnia, w którym spontanicznie podejmuje decyzję wyprowadzki za ocean, do Kanady  i mieszkającej tam od wielu lat starszej siostry - Reny. Oczywiście, nowy kontynent nie zdziałał cudów i początki Olgi na tym lądzie wyglądały identycznie jak ostatnie dni w rodzimym kraju... Wszystko jednak się zmienia w momencie, w którym przypadkiem trafia na przystojnego i błękitnookiego blondyna, który okazuje się być bratem najlepszej przyjaciółki jej siostry. Olga jednak nie daje się ponieść w wir namiętności i cały czas broni się przed uczuciem będąc ciętą i ostrą jak brzytwa kobietą, która nie do końca wie czego oczekuje od tego czasu i miejsca.

Czytając mamy przed oczami polskie prowincjonalne miasteczka, osiedla jednorodzinnych domków na obrzeżach kanadyjskich miast, wodospad Niagara ale również też i tytułowe wielkie miasto - Montreal. Czy tytuł jest adekwatny do treści? Myślę, że nie. Byłam nastawiona na opowieść o pewnej siebie kobiecie, która "zawojowała" miastem, natomiast trafiłam na opowieść o dziewczynie, która ma niemałe problemy z dostosowaniem się do środowiska, w którym się znajduje. Akcja w "wielkim mieście" rozpoczyna się dopiero w ostatnich 150 stronach, i dopiero w tym momencie zaczyna się robić dynamicznie i ciekawie. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o pierwszej połowie książki, która nie wyróżniła się niczym szczególnym, ani nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania.

Kolejnym aspektem, na który tak często zwracam uwagę to dialogi i relacje pomiędzy bohaterami. Tutaj niestety również zawiodłam się na całej linii. Dawno nie miałam do czynienia z tak nienaturalnymi i "wyszukanymi" dialogami. Relacje również do najrealniejszych nie należały. Nie spodobał mi się również pewien szczegół, a raczej kreacja postaci którą poznajemy na początku książki - psychiatry z Gorajek. Szanuję autorkę za zainteresowanie filologią rosyjską (sama swego czasu byłam rusofilką...), jednak uważam, że te przesadne rusycyzmy występujące w wypowiedziach tej postaci są zbędne, nadały dosyć topornego efektu w sytuacji, która mogła być całkiem lekka i zabawna. To, co również nie spodobało mi się to przesadnie wymyślne imiona, nazwiska oraz pewien brak konsekwencji w nazewnictwie i określeniach kwestii.


Książka to połączenie powieści obyczajowej i romansu, poznajemy główną bohaterkom zarówno pod kątem psychicznym i moralnym, jednak również i uczuciowym, który jest w niej niezwykle zagmatwany i skomplikowany.
Jednak jest w niej również wiele pozytywnych przykładów zarówno w tekście jak i zachowań, które pomagają odnaleźć się nam w tych niecodziennych, niekoniecznie przyjemnych sytuacjach. Idealnie obrazuje to cytat:

"Rozmowa oczyszcza, wyciąga z depresyjnego dna i pozwala złapać pozytywny kontakt ze światem. Z kolei jej brak to cierpienie w samotności, co powoduje wzrost napięcia emocjonalnego, kumuluje złą energię i prowadzi do różnych choróbsk"

Niestety, mi przez wiele wymienionych aspektów książka nie przypadła do gustu, jednak myślę, że zostałaby dużo łagodniej przyjęta przez osoby, które lubują się w gatunku romansu i powieści obyczajowej.

Moja ocena: 4/10
Ilość stron: 383
Wydawnictwo: Prozami

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu




Read More

środa

022. Faye Kellerman - Pętla

Tak jak obiecałam, dziś nadszedł czas na recenzję książki "Pętla" autorki Faye Kellerman.



Gdy tylko książka do mnie dotarła byłam nieco wystraszona, gdyż była to kolejna książka licząca sobie ponad 400 stron, a przez ostatni zastój wywołany mymi mękami z "Triumfem owiec" obawiałam się, że będzie równie ciężko. Jednak na moje szczęście - myliłam się.



Opis z tyłu książki prezentuje się tak:
Dom na przedmieściach Los Angeles. Z krokwi zwisa nagie ciało młodej kobiety. Opuchnięta twarz, kabel mocno owinięty wokół szyi. Tak zaczyna się kolejna sprawa detektywa Petera Deckera. Zamordowana kobieta była cenioną pielęgniarką, nigdy nie złamała prawa. A jednak ktoś uznał, że nie powinna dłużej żyć. Śledztwo idzie jak po grudzie, policja bezskutecznie szuka świadków i motywu zbrodni. Jednak Decker się nie poddaje. Gdy starannie prześwietla przeszłość ofiary, odkrywa, że miała więcej wrogów niż przyjaciół. Wszyscy są podejrzani, a niektórzy z nich nie zawahaliby się zabić. Deckera czeka jedno z najtrudniejszych śledztw w jego policyjnej karierze.

Zacznijmy więc od akcji. Wiemy już, że główną sprawą jest rozwikłanie zagadki zabójstwa młodej kobiety, której ciało zostało powieszone w pewnym z amerykańskich przedmieść. Jednak w książce toczą się równolegle dwa śledztwa - wcześniej wspominane oraz prywatne śledztwo porucznika Deckera, który poszukuje swojej zaginionej przyjaciółki, która ostatnio została znacząco pobita przez swego psychopatycznego męża - byłego płatnego zabójcy. Wszyscy są pewni, że kobiecie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo...

Głównym bohaterem jest porucznik Decker, szczęśliwie żonaty sześćdziesięciolatek z gromadką dorosłych już dzieci i ogromnym doświadczeniem zarówno osobistym jak i zawodowym. Czytając, poznajemy bliżej również jego żonę Rinę - ideał matki, kobieta epatująca ciepłem i opiekuńczością, córki Cindy i Hannah, dwóch synów oraz Gabe'a - niezwykle utalentowanego czternastoletniego pianistę i zarazem syna zaginionej przyjaciółki. Jest to ortodoksyjna rodzina żydowska, przez co podczas lektury dowiadujemy się sporo na temat codziennego życia oraz celebracji specjalnych okazji w judaistycznym obrządku. Rodzina Deckerów sprawia wrażenie ciepłej oraz sympatycznej "gromady", lecz przedstawione w książce postacie nie wyróżniają się niczym nadzwyczaj ciekawym.

Jeżeli chodzi o główną zagadkę - związaną z zabójstwem, muszę przyznać, że się zawiodłam. W opisie książki widnieją słowa " Gdy starannie prześwietla przeszłość ofiary, odkrywa, że miała więcej wrogów niż przyjaciół.", które narobiły mi nadziei na ciekawą, zawiłą akcję pełną mrocznych tajemnic z przeszłości - niestety, wiele takich wątków nie było. Pomimo rozwoju akcji w mieście grzechu, Las Vegas całe zakończenie wydawało się być dla mnie dosyć mocno naciąganą abstrakcją. Kolejna rzecz, która w powieści nie przypadła mi do gustu, to jak na thriller/kryminał - brak naturalistycznych, drastycznych opisów pełnych realizmu. Oczywiście, od tego mamy wyobraźnię, jednak w książce tak specyficznego gatunku wymagam nieco więcej. W stylu pisania autorki (nie jestem pewna, czy to jednak wina autorki czy tłumaczenia...) nie spodobały mi się również dialogi i relacje pomiędzy poszczególnymi osobami, stanowiskami czy sytuacjami. Zamiast naturalnych reakcji otrzymujemy sztywne, sztuczne oraz szablonowe odpowiedzi.

Najbarwniejszą i najciekawszą postacią książki okazał się dla mnie być jej czarny charakter - Chris Donatelli, który chyba jako jedyna postać w książce ma tak złożoną osobowość i pomimo czarnej i mrocznej przeszłości, jak i zapewne przyszłości budzi w nas zainteresowanie. To również jedyna postać, w której w ciągu całej książki zachodzą jakiekolwiek zmiany pod względem psychologicznym.


Podsumowując - książkę pomimo tych mankamentów czytało się dosyć szybko i przyjemnie, jest "wciągliwa" mimo wielu fabularnych braków oraz okazała się naprawdę miłą odskocznią po moich męczarniach z poprzednią lekturą. Dzięki niej i jej  "lekkiej" formule z powrotem nabrałam inspiracji i chęci do następnego intensywnego czytania. Jako kryminał nie wyróżnia się spośród innych w swoim gatunku ani na dobre, ani na złe. Idealna książka dla osób zmęczonych ciężką literaturą i poszukujących czegoś do wytchnienia.

Ocena: 6,5/10
Wydawnictwo: Harper Collins
Ilość stron: 495


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu

Read More

wtorek

020. Leonie Swann -Triumf owiec

Z góry przepraszam za godzinę dodania tego posta, jednak dopiero teraz uporałam się z książką "Triumf owiec", z którą walczyłam już od dłuższego czasu. Zatem zapraszam na recenzję! :)






Tradycyjnie zacznę najpierw od autorki. Jest nią czterdziestoletnia Niemka, która specjalizuje się w pisaniu kryminałów, a pisząc "ukrywa" się pod pseudonimem Leonie Swann. Autorka ta zasłynęła z powieści "Sprawiedliwość owiec", czyli poprzedniczką książki, która dziś jest przedmiotem mej oceny.

Na okładce książce widnieje napis " Thriller... a zarazem komedia filozoficzna" - myślę, że jest to strzał w dziesiątkę, jeżeli miałabym kiedykolwiek ją opisać w jednym zdaniu. Przyznam, że właśnie to zdanie zachęciło mnie do jej zakupu.





Książką opowiada pewną historię z dreszczykiem przedstawioną z punktu widzenia.. owiec. Owiec, które dopiero co przeprowadziły się z Irlandii do Francji, wraz ze swoją pasterką Rebeką i jej Mamą.
Owce te początkowo nie są zadowolone z tej zmiany, gdyż dokuczała im obecność matki ich pasterki, sąsiednie stado kóz czy choćby spacerowicze. Jednak już w krótkim czasie w okolicy zaczynają się ukazywać niewyjaśnione zjawiska... Zaczyna się na makabrycznych zwłokach sarny, jednak po tym, gdy miejsce zwłok zostało zbadane przez funkcjonariuszy policji, nikt nie ma złudzeń, że na sarnach morderstwa się skończą... Sprawę postanawiają wziąć we własne ręce owce, które pewnego dnia postanawiają się wybrać do lasu, po drodze spotykając nielubiane przez nich kozy, które rozsiewają plotki o nijakim Garou - pół wilkiem, pół człowiekiem - bestią, która ma słabość do czerwieni, mordowania i śniegu...

Czytając poznajemy wiele barwnych postaci - zaczynając od stada owiec, w którym każda owca i baran są indywidualnymi jednostkami, posiadającymi imiona i charakterystyczne dla nich cechy oraz umiejętności, poprzez niektóre (nieco przemądrzałe) kozy, które również angażują się w rozwikłanie zagadki z Garou. Poznajemy też Rebekę, pasterkę, dla której najważniejsze jest dobro owiec, Mamę Rebeki - nieco zwariowaną kobietę zajmującą się wróżeniem z kart oraz posiadającą słabość do alkoholu oraz wiele innych człowieczych postaci.



To teraz czas na moje wrażenia... Przyznam szczerze, że do podchodziłam do książki ze średnim entuzjazmem, gdyż byłam przekonana, że kupiłam książkę dla dzieci, będąc cały czas przyzwyczajona do powieści grozy Kinga, czy skandynawskich kryminałów, w których (co jak co, ale) nie występują owce jako główni bohaterowie. Z książką tą walczyłam od początku stycznia, gdyż ze względu na to, że nie czytałam jej poprzedniczki - trudno było mi się wczuć w jej klimat oraz nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Najgorzej było mi przebrnąć przez pierwsze 100 stron, które dla mnie były mocno nużące i niewiele się w nich działo. Potem zaczynało się robić lepiej, jednak nadal nie aż tak dynamicznie, jakbym sobie tego życzyła.
Niestety prawie każdego dnia, którego do książki się zabierałam, po przeczytaniu kilkunastu - kilkudziesięciu stron błyskawicznie łapała mnie senność i (nierzadko) zasypiałam. Uważam, że książka była nieco za gruba jak na rozwój akcji. Nie żebym miała coś do opasłych tomisk (wręcz przeciwnie!), jednak wszystko, co się w niej działo wydawało się być tak statyczne, że mniej więcej 1/3 rozdziałów wydaje mi się w niej zbędna.
Kolejnym minusem książki, był fakt, że mimo, że książka opowiada całkiem ludzką historię, ukazaną z owczego punktu widzenia - to przez tą mnogość bohaterów w pewnych momentach ciężko było się połapać czy dany dialog wypowiadają owce, czy może jednak ludzie lub kozy. Ostatnią rzeczą, do której mogę się przyczepić, jednak to nie dla każdego byłoby problemem - to mnogość francuskich nazwisk - przez co większość z nich nie potrafiłam w myślach wymówić, gdyż francuskiego jeszcze nigdy się nie uczyłam (JEDNAK PLANUJĘ!)

Oczywiście książka ta zawiera nie tylko minusy. To, co mi się w niej spodobało, to wywiązanie się z okładkowej "obietnicy" - jest to opowieść z niepowtarzalnym i urzekającym humorem, jednak zarazem wywołuje wrażenia podobne do tych, z "czystych" thrillerów czy kryminałów. Co do humoru, to myślę, że idealnie ukazuje go genialny cytat z pierwszej połowy książki:

"Ludzie nie widzieli tych rzeczy, które gdzieś były, za to widzieli rzeczy, o których sądzili, że są. [...] Ludzie myśleli albo za dużo, albo nie o tym, co trzeba. Najczęściej za mało myśleli o owcach."

 Ciekawy jest również motyw Garou - wilkołaka polującego na swe ofiary w świetle księżyca oraz zamku, który swego czasu pełnił funkcje szpitala psychiatrycznego. Jeżeli chodzi o dialogi, to mimo, że pozornie nierealne - wypadły bardzo naturalnie i mimo, że ciężko było rozróżnić rozmówców, to i tak przyjemnie się je czytało.

Kończąc ją poczułam niesamowitą ulgę, jednak również stwierdziłam, że powieść ta byłaby wspaniałym podłożem pod ciekawą animację, która łączyłaby elementy Baranka Shauna, Scooby Doo  i Hotelu Transylwania :D.

Podsumowanie: Sam pomysł na fabułę i jego wykonanie, jest według mnie bardzo ciekawe i na pewno nie jednej osobie się spodoba, jednak (pomimu wielu prób i podejść) niestety książka ta jako całokształt nie trafiła do mnie, gdyż ciężko przychodziło mi nie tyle zabieranie się za nią - co samo czytanie, które bardzo szybko mnie nużyło. I właśnie to  i przeciąganie akcji (pomimo ciekawej fabuły, postaci) zaważyło na moją tak niską ocenę.


Moja ocena: 4.5/10
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: Amber


To siódma z 52 planowanych książek do przeczytania w 2016 roku, oraz piąta z dwunastu książek w ramach wyzwania "Kiedyś Przeczytam". W końcu mogę z czystym sumieniem zabierać się za czytanie następnych!




Read More

poniedziałek

018. Philip Kazan - Apetyt

Na początku chciałam przeprosić za tygodniową nieobecność, jednak już lecę do Was z nowym postem! Przy okazji chciałam również podziękować za ponad 5,5 tysiąca wyświetleń! ♥





Dzisiejszy post poświęcony będzie recenzji książki "Apetyt", której autorem jest Philip Kazan.

Może na początek zaznajomię Was z postacią autora - Philip Kazan, to absolwent historii średniowiecza na Uniwersytecie Londyńskim. Jego biografia wspomina o tym, że kocha podróże, kulturę oraz kuchnię. Myślę, że to właśnie te czynniki zważyły przy napisaniu tejże powieści.

Przejdźmy zatem do tytułowego Apetytu... Książka ta przenosi nas do XV. wiecznej Florencji oraz Rzymu, czyli kolebki renesansu w początku rozkwitu tego kierunku w sztuce i filozofii. Do czasu, w którym od nowa odrodziły się idee humanistyczne oraz umiłowanie dla ludzkości znane ze starożytności.
Poznajemy w niej historię nijakiego Nino, syna florenckiego rzeźnika, którego spotykamy w momencie śmierci jego matki. Zdarzenie to odcisnęło wielkie piętno na psychice młodzieńca, z czasem został zmuszony do realnych przemyśleń na temat życia, przyszłości i kariery. Nino niewiele różni się od pozostałych florenckich młodzieńców w jego wieku - spędza czas z innymi dziećmi, gra w piłkę, rozmawia z przyjaciółmi, jednak z czasem zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co różni go od pozostałych ludzi. Podczas, gdy inni poznawali świat poprzez wzrok, dotyk, słuch, o tyle Nino swój światopogląd, filozofię oraz instynkt zachował w smaku. Bardzo szybko jego talent kulinarny zostaje odkryty w jego rodzimym mieście nie tylko przez bliskich, jednak także i tamtejszych możnowładców. Wraz z osiągnięciem wieku dojrzewania - Nino uświadamia sobie, że kocha swoją przyjaciółkę - Tessinę, która odwzajemnia jego uczucie, jednak na nieszczęście ich obojga - Tessina jest już zaręczona z jednym z najbardziej poważanych przyjaciół rządzących ówczesną Florencją - Medyceuszy. Życie naszego młodzieńca przeplatane jest wzniesieniami, jednak zaraz po nich również upadkami. Jego celem na początku było odzyskać miłość swego życia, jednak zmuszony zostaje uciekać z rodzimej Florencji, skąd trafia do serca Rzymu. W wiecznym mieście Nino szybko znajduje pracę jako kucharz znanych osobistości, znany nie tylko z niezwykłego smaku i kunsztu, ale również i wspaniałego poczucia humoru, który podobnie, jak i swoje emocje - wyraża poprzez przygotowywane przez niego posiłki.



Czytając nie raz, ani nie dwa trafimy na znane osobistości z tamtej epoki, zaczynając od Lorenza d'Medici, Leonarda z Vinci, Sandra Boticellego czy późniejszego papieża - kardynała Rodrigo Borgii. Co do ostatniej postaci, to warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki jest ukazany on wraz z jego rodziną w tej książce. O kardynale zwykło się mówić, że to był "diabeł na papieskim tronie", któremu w głowie były tylko sodomie, deprawacja czy niegodziwość. Tutaj, podobnie jak i w książce "Rodzina Borgiów", jest on przedstawiony z bardziej obiektywnej strony, jako patriota Rzymu, kochający ojciec, ale też i doskonały strateg oraz człowiek, który idealnie wpasował się w ideę odrodzenia i filozofię z nim związaną. Z postacią kardynała pochodzi również jeden z moich ulubionych cytatów z tej książki, a mianowicie :

 "Dziewki tańczyły, kurtyzany ćwiczyły sztukę uwodzenia, a Borgia patrzył - nie żeby się podniecić, lecz, jak mi się zdawało, żeby się uczyć. Na swój sposób był filozofem, być może najwybitniejszym człowiekiem naszych czasów, a przedmiotem jego badań byli ludzie: zachowania, motywy działań i - przede wszystkim - słabości"

Mimo, że książka została umiejscowiona pod względem historycznym w dosyć odległych nam czasach, warto również zwrócić uwagę na problemy, które występowały już wtedy, a które są poważnym zagrożeniem cywilizacyjnym dzisiaj: bezdomność, biedota, uzależnienia (od książkowego kannabu czy wina) czy podziały społeczne.




Przyznam szczerze, że podchodząc do tej książki, byłam do niej nastawiona raczej sceptycznie, szczególnie po przeczytaniu opisu, czy rekomendacji kucharzy - myślałam, że będzie to książka tylko i wyłącznie o gotowaniu i renesansowych przysmakach, jednak na szczęście się myliłam. Podczas czytania odnosimy wrażenie, że całe te kulinaria są tylko dodatkiem dodającym całej książce smaczku. Powieść ta jest przede wszystkim o motywie wędrówki przez życie, wzlotach i upadkach oraz o walce o miłość. A wszystko to w cudownym tle, odrodzeniowej architekturze, mentalności oraz filozofii.

Podsumowanie:  Książka ta bardzo poztywnie mnie zaskoczyła. Niestety pierwsze 100 stron nie zapowiadało się rewelacyjnie, jednak z czasem bardzo się to zmieniło! Wraz z opuszczeniem rodzinnego domu przez głownego bohatera, książka nabrała werwy, przygody oraz niepowtarzalnego klimatu w którym całkowicie się zatraciłam. To ksiązka, która ukazuje nam, że jednym z największych błędów i grzechów jest ludzka pycha oraz zuchwałość, książka ukazuje nam to, jak łatwo zatracić się w przesadnym samozadowoleniu, przeświadczeniu, że wygraliśmy z życiem, ale również i to, jak szybko i jak brutalnie obchodzi się z nami życie, by nam pokazać, że nie mamy racji. To, co spodobało mi się w książce najbardziej, to fakt, z jak celnie autor ujął esencję tejże epoki, jak wspaniale się odnajdujemy w niej czytając opisy florenckich czy rzymskich ulic i zabytków. Dialogi wyszły naturalnie. Co do strony  "technicznej" książki, to dużym plusem jest podział na rozdziały, bez którego byłoby ciężko przy prawie 600stronicowej książce, co do minusów, to nie ma ich wiele, chyba jedynie to, że czcionka była dosyć mała, przez co czytanie zajmowało mi więcej czasu :).   Gdybym miała treść tej książki określić jednym zdaniem, prawdopodobnie byłoby to powiedzenie Fortuna kołem się toczy - które jest tak adekwatne do tego kontekstu.


Moja ocena: 7/10
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 576
ISBN: 9788324031238


Jest to szósta, z 52 książek planowanych w 2016 roku oraz czwarta z dwunastu książek  biorących udział w wyzwaniu Kiedyś przeczytam.  :)




Read More

015. Andrea Portes - Jak najdalej stąd



Dziękuję za ponad 3800 wyświetleń ♥ Tak, jak wspominałam w poprzednim poście, do dzisiejszego dnia nadrobiłam braki czytelnicze! Dlatego dziś opublikuję recenzję świeżo przeczytanej powieści "Jak najdalej stąd", której autorką jest Andrea Portes.


Zacznę może od samej autorki, która mnie mocno zaintrygowała swoją osobą w podziękowaniach na końcu książki. wynika z nich tyle, że autorka przeszła w życiu wiele traumatycznych wydarzeń, wspominając o osobach, które ja ocaliły. Zaczęłam szukać o niej informacji, jednak polska część Internetu niestety mnie zawiodła. Z tej zagranicznej również niewiele się dowiedziałam poza tym, że jest to pierwsza powieść autorki, i twórczyni tejże powieści jest jedną z najlepiej sprzedających się nowelistek w USA. Oprócz tego dowiedziałam się również, że autorka pochodzi z Nebraski, czyli z tego samego stanu, z którego pochodzi główna bohaterka książki. To, czy doświadczenia z poprzednich lat wpłynęły na fabułę książki, to pozostaje nadal tajemnicą.


Zacznijmy od fabuły i głównej bohaterki. By nie zdradzać szczegółów, należy wspomnieć, że jest nią 13 letnia Luli, która urodziła się w stosunkowo szczęśliwej rodzinie, która niestety z biegiem czasu, a mianowicie po śmierci jej młodszego, nowonarodzonego, wszystko zaczyna się sypać. Rodzice stają się alkoholikami, matka przestaje kochać ojca, zdradza go z innymi mężczyznami, ojciec milczy pijąc kilkanaście drinków z whiskey dziennie, a Luli? Luli przypomina im o swoich błędach, o przeszłości, nie traktują ją jak dziecko, zajmują się nią jak kolejnym futrzastym zwierzakiem w domu. O ile jej matka nie czuła poczucia winy, ani nie pragnęła zmian, o tyle Luli i jej ojciec pragnęli uciec z tej matni. Najpierw zrobił to ojciec. Luli nie miała nadziei, że kiedyś wróci, bo była pewna, że to się nie stanie. Potem przychodzi kolej na nią. Zdesperowana trzynastolatka pakuje wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, w tym czterdziestkę piątkę i rusza w drogę nie oglądając się za sobą. Dziewczyna planuje wyjechać do Las Vegas, tam poznać starszego bogatego mężczyznę, który będzie ją utrzymywał. Ambitne nieprawdaż? Jednak pomimo wielkich planów i marzeń z Las Vegas w tle, jest zmuszona spędzić noc w rowie, spiąć na ubraniach i torebce. W rowie tym poznaje Glendę, która wprowadza ją w niebezpieczny świat przestępców, kradzieży i narkomanii. Luli szybko uznaje ją jako swego Patologicznego Anioła Stróża, który będzie nad nią czuwał i ratował z wszelkich opresji. Tak się dzieje jednak tylko do pewnego czasu...

Luli uciekła w domu mając za swój główny cel prowadzenie lepszego, komfortowego i bezpiecznego stylu życia, którego nigdy nie zaznała w domu. Gardziła zachowaniem swojej matki, jednak szybko zaczęła myśleć podobnie do niej i zachowywać się w identyczny sposób. Czytając tą powieść, zgłębiając się w zmianę osobowości bohaterów, ich planów, celów łatwo możemy znaleźć do tego analogię w książkach Nałkowskiej wraz z często podejmowanym przez nia problemem determinizmu, przez który podświadomie powielamy schematy i działania naszych rodziców, z czego czasem przekraczamy coraz więcej granic stając się człowiekiem, którym kiedyś byśmy gardzili.

To opowieść o desperacji, skrajnych emocjach, patologii i tragizmie, który ciąży nad każdym z bohaterów książki. Zakończenie książki jest otwarte, nie mówiące niczego konkretnego, jednak dające nam wiele do myślenia, jak potoczą się dalsze losy naszej głównej bohaterki.


Czytając "Jak najdalej stąd" odnosimy wrażenie, że główna bohaterka nie uczy się niczego nowego, ciągle powtarza te same błędy, jest naiwna i posiada różne chore i obrzydliwe fascynacje. Wiele z nas najprawdopodobniej ją potępia, szczególnie czytając ostatni rozdział, jednak niewiele z nas zaczyna myśleć, jak by postąpiło mając taką przeszłość i teraźniejszość jak trzynastoletnia Luli. Nie jest to powieść, po której przeczytaniu mamy za zadanie oceniać postawę głównej bohaterki. To opowieść o okrutnej rzeczywistości, brutalnym przeznaczeniu i o beznadziei, w której kłębi się mnóstwo skrajnych emocji.. Myślę, że esencja książki, jej wydźwięk i treść znajduje się we fragmencie trzydziestego ósmego rozdziału traktującym o śmierci.

" Śmierć sprawia, że chcesz być lekkomyślny. Śmierć sprawia, że przede wszystkim jesteś zdumiony samym faktem, że żyjesz. Śmierć wyrywa cię z tego, przez co przechodzisz, czego doświadczasz, co robiłeś przez całe życie."


Podsumowanie: Mimo, że ksiażka ta prawdopodobnie klasyfikuje się do gatunku Young Adult, który znany jest ze swojej zazwyczaj lekkiej formy, to książka ta porusza ciężkie tematy, jednak język, którym jest napisana jest przystępny, dlatego też czyta się ją lekko i szybko. Dialogi w większości wydają się być naturalne (może poza nielicznymi wyjątkami), natomiast akcja wydaje się być lekko naciągana i nie z tego świata. W końcu ile trzynastolatek prowadzi takie życie? Jednak jest to powieść, fikcja, proza, która pozwala autorowi na przedstawienie nam nawet najbardziej nieprawdopodobnego świata. Co do wizualnej strony książki, czyli okładki - nie mam jej nic do zarzucenia. Kompozycja książki również przypadła mi do gustu, powieść podzielona jest na 40 rozdziałów, który żaden z reguły nie przekracza więcej niż 15 stron. Spodobało mi się też zakończenie książki, które nie daje nam jasnej odpowiedzi na temat tego, jak potoczą się dalsze losy bohaterki, jednak tego możemy się sami domyślać. To książka ukazująca nam gorzką rzeczywistość, która nie pozostawia wiele nadziei, jednak po przeczytaniu pozostawia nas samych ze sobą i setkami myśli, na temat własnego położenia, planów, szczęścia, przeszłości czy teraźniejszości. Jestem niemal pewna, że zapadnie mi na długo w pamięci i będzie mi przypominać o tym, by doceniać to, co mam.


Moja ocena: 6,5/10
Wydawnictwo: Harper Collins
Liczba stron: 240
ISBN: 9788327617897




Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu





Książka ta nie bierze udziału w wyzwaniu "Kiedyś przeczytam", lecz jest piątą z planowanych 52 książek przeczytanych w 2016 roku.






Read More

czwartek

014. Danka Braun - Zabójczy urok blondynki.

Dziękuję za ponad 3700 wyświetleń oraz przepraszam za dłuższą nieobecność, lecz niestety, ale zaraz po egzaminach zawodowych i studniówce czekały mnie próbne matury (w sumie to nadal czekają...)



Od "Dwunastu słów" niestety nie miałam okazji jeszcze przeczytać żadnej książki w całości, jednak myślę, że do niedzieli skończę co najmniej dwie! Dlatego też dziś dodam recenzję książki, którą przeczytałam już w grudniu, jednak której jeszcze tutaj nie publikowałam, dlatego też dziś zajmę się książką "Zabójczy urok blondynki" polskiej autorki Danki Braun.


W grudniu miałam przyjemność przeczytać najnowszą powieść polskiej autorki- Danki Braun, pod tytułem “Zabójczy Urok Blondynki”. Autorka ta specjalizuje się w prozie obyczajowej, jednak książka ta wbrew pozorom to nie “kolejna taka jak inne obyczajówka”, a całkiem przyjemne połączenie wątku obyczajowego z kryminałem. Muszę przyznać, że dosyć sceptycznie podchodziłam do czytania tej książki, ponieważ przeczytałam, iż książka ta należy do cyklu “Saga: Miłość, namiętność, pożądanie “, po pierwsze, nie jest to pierwsza książka z cyklu więc obawiałam się, że “nie nadążę” za akcją ciągle zastanawiając się nad tym czy oby na pewno wiadomości z poprzednich części nie są niezbędne. Następną rzeczą, która raczej nie wzbudziła mojego zainteresowania, to sama nazwa cyklu “Saga: Miłość, namiętność, pożądanie”, która myślę, że większości z nas przedstawia przed oczami tanie tandetne harlequiny czytane przez starsze panie. Moje podejście jednak zmieniło się diametralnie wraz z momentem rozpoczęcia czytania.
Otóż na początek miałam zamiar poczytać max 10 stron, by “przyzwyczaić się” do stylu pisania, charakteru książki, jednak sama nie wiem kiedy, ale moje wieczorne zapoznawanie się z lekturą zakończyłam w tamtym dniu na stronie 100 Emotikon smile. O dziwo, powieść bardzo mnie wciągnęła, a wątek kryminalny na szczęście okazał się tu być wątkiem głównym .
Co do fabuły, to jako, że jest to powieść po części kryminalna, to nie będę mówić na ten temat zbyt wiele, ponieważ nikt nie lubi spoilerów. Książka rozpoczyna się “Ściągawką dla czytelnika”, czyli spisem wszystkich bohaterów oraz relacji między nimi, którzy występują w książce. Jest to ogromny plus, ponieważ dzięki temu, nie musimy czytać poprzednich części, by odnaleźć się w tej. Następnie wita nas prolog, który jest monologiem jednej z głównych bohaterek, o której opowiem później. Właściwa akcja rozpoczyna się w Jaśle, a raczej w podróży do tej miejscowości. Rodzina Orłowskich wraz z przyjaciółmi wybiera się tam na wczasy, do znajomego, który właśnie nabył nową nieruchomość- luksusowy hotel a wraz z nim nową kobietę. Na samym początku poznajemy rodzinę Orłowskich, przyjaciół, właściciela hotelu, jego dziewczynę, oraz późniejszych gości, a wśród nich - Ankę Sosnowską, kontrowersyjną bohaterkę. Anka to piękna blondynka o wykształceniu medycznym, jednak nie z tego jest znana pozostałym bohaterom, znana jest z tego, że mężczyźni dla niej tracą głowy, a żony jej nienawidzą. Po kilku dniach sielanki w hotelu następują z początku groteskowe,a następnie makabryczne wydarzenia, w których dochodzi m.in. do morderstwa. Po zakończeniu śledztwa wszyscy goście marzą o powrocie do swoich domów, i to też robią. Z daleka od miejsca zbrodni starają się kontynuować codzienne życie, jednak coś skutecznie zakłóca im spokój- morderca, który znowu daje o sobie znać.
Jeżeli chodzi o wątek kryminalny, to jeżeli biorąc pod uwagę fakt, że autorka pisze głownie powieści obyczajowe - wyszedł dobrze. Akcja trzyma w napięciu (może nie jak u Skandynawskich mistrzów, jednak równie nas ciekawi). Jednak jeżeli chodzi o jego zawiłość, jak i rozwiązanie zagadki - niestety nie sprawia nam żadnej nieoczekiwanej niespodzianki, wszystko zdaje się być “naturalną koleją rzeczy”.
Co do wątku obyczajowego, to bardzo spodobała mi się idea retardacji głównej bohaterki, poznajemy jej ciężką, a może nawet tragiczną przeszłość. Jest to idealny przykład antybohaterki, która na początku wzbudza w nas nienawiść, niechęć, pogardę, jednak z biegiem czasu (a raczej książki), poznajemy jej wnętrze, historię, umysł, inteligencję oraz okoliczności jej postępowania. Tutaj autorka mistrzowsko bawi się z odczuciami czytelników co do bohaterki, ze skrajnego “dobrze jej tak, zasłużyła sobie na to, co ją spotkało” do “to tak naprawdę biedna dziewczyna z przejściami”. Gdy z początku większość z nas odczuwa do Anki niechęć, tak też z każdym następnym rozdziałem jej sposób postępowania czy życia staje się dla nas bardziej zrozumiały, z czasami nawet zaczynamy jej współczuć. To, co najbardziej spodobało mi się w tej książce, to właśnie to, że autorka tak sprawnie i skutecznie ukazuje nam jak bardzo zmienna jest nasza opinia, czy wizerunek kogoś w oczach innych. Książka zawiera wątek psychologiczny, który świetnie pokazuje mnogość naszych oblicz i wizerunków, który uświadamia nam to, że nie da się obiektywnie ocenić człowieka, ponieważ jest to tak skomplikowana istota, która z każdego z miliona punktów widzenia będzie postrzegana inaczej.
Największe minusy książki, to właśnie rozwikłanie wątku kryminalnego, które nie zachwyca, nieco naciągane dialogi, w których zdecydowanie zbyt często pojawia się wątek facebooka oraz nieco sztuczne relacje rodzinne pomiędzy bohaterami. Nie są to jednak aspekty, które przeszkodziły mi w czytaniu, czy znacznie mi je uprzykrzyły.
Co do plusów, to tak jak wspominałam wyżej, dobry wątek obyczajowy, postać głównej bohaterki pełnej paradoksów (“cycata” blondyna, uwodzicielka, bogate życie erotyczne, jednak mimo wszystko mądra, oczytana oraz inteligentna), retardacje. Warto również zwrócić uwagę na budowę książki, która jest podzielona na prolog, 17 rozdziałów oraz epilog, co jest dla mnie aspektem pozytywnym, ponieważ nie lubię, gdy książka napisana jest jednym ciągiem, sprawia to wrażenie zbędnej monumentalności oraz monotonności.
Jest to moje pierwsze spotkanie z Danką Braun, spotkanie to przekonało mnie, by wyczekiwać na nowe powieści tej autorki, szczególnie te, które również będą zawierać różne wątki. Nie jestem fanką powieści obyczajowych, jednak dzięki tej książce muszę przyznać, że chyba się do nich przekonałam. Tak jak już wspominałam wcześniej, nastawiona byłam sceptycznie, jednak po zakończeniu książki byłam niemal zachwycona tym, jak szybko się ją czytało. Jest to lekka oraz przyjemna lektura dla kobiet na 2-3 wieczory, najlepiej te pod kocem lub w wannie z lampką wina .

Moja końcowa ocena to 7/10
Wydawnictwo: Prozami, Słupsk/Warszawa 2015
ISBN: 978-83-65223-28-9
Liczba stron: 377



Jako, że była to powieść przeczytana w grudniu 2015 roku, dlatego też książka ta nie zalicza się do żadnych bierzacych wyzwań.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu




PS. W ramach realizacji moich noworocznych postanowień i planów, o których wspominałam w  noworocznym poście, a dokładnie mówiąc planów dotyczących zgłębiania wiedzy o mitologii Słowian postanowiłam, że rozpocznę na blogu nowy cykl, poświęcony nie recenzjom książek czy filmów, a właśnie szerzeniu informacji na temat Słowian. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Read More

wtorek

013. Jan Jakub Kolski - Dwanaście słów.

Na początku pragnę podziękować za ponad 3500 wyświetleń oraz przeprosić za dłużą nieobecność, jednak wynikała ona z ostatnich egzaminów zawodowych, studniówki oraz próbnych matur. Na szczęście większość powyższych jest już za mną, więc nic, tylko czytać i pisać!





W dzisiejszym poście zajmę się książką Jana Jakuba Kolskiego, "Dwanaście słów". Autor książki powinien być znany każdemu miłośnikowi polskiego kina, bowiem jest to jeden z najciekawszych reżyserów na polskim ekranie. Urodził się w 1956 roku, jest reżyserem, prozaikiem, scenarzystą, operatorem oraz wykładowcą. Jest on również laureatem Paszportu "Polityki", a pozostałe książki w jego dorobku, na które warto zwrócić uwagę to m.in. Egzamin z oddychania oraz Kulka z chleba.

Tytuł książki to "Dwanaście słów", jest on niepozorny, nie mówi nam wiele o książce, gdy zabieramy się za czytanie. Powieść jest o dwóch bohaterach, jednym, prawie sześćdziesięcioletnim Fryderyku Greszelu, muzycznego wirtuoza, który dzieciństwo spędził jako członek zamożnej rodziny w Kenii, jednak który również stracił obu rodziców. Po tym wydarzeniu razem z siostrą udał się do Polski, która zachęcała wszystkich nęcąc bogactwem, innowacyjnością, jednak której pozytywna wizja szybko okazała się być propagandą w szarej, komunistycznej rzeczywistości. Docierając do kraju jako repatriant, grał na fortepianie w knajpach, poznał tam Agnieszkę, kobietę "lekkich obyczajów" kochającą muzykę, taniec, kobietę, w której zakochał się bez słowa, jednak był to związek toksyczny. Po rozstaniu postanowił przeprowadzić się na pustkowie, do lasu w miejscowości Regny, gdzie został wiejskim nauczycielem muzyki, jednak tęskniąc za Afryką i przepełniony nieokreśloną pustką nie potrafił powrócić do równowagi psychicznej.

Drugą bohaterką jest Marianna, z domu Domacha, boromeuszka, pochodząca z ukraińskiej wsi, która trafiła do klasztoru po tym, gdy członkowie UPA spalili jej dom i zabili rodziców myśląc, że zabijają Polaków. W tamtym momencie Mariannie objawił się Czarny Pan, Jezus, którego pokochała całą duszą, sercem oraz... ciałem. Pracowała w szpitalu nierzadko wysłuchując ostatnich słów osób, które właśnie miały wyzionąć ducha. Poznała tam wcześniej wspominaną Agnieszkę, która poprosiła ją o ostatnią przysługę tym samym inspirując Marianne do ucieczki z klasztoru i zmiany trybu życia. Korzystając z okazji, boromeuszka przybrała tożsamość, ubiór oraz styl Agnieszki udała się do Marii Greszel, siostry Fryderyka, by pracować u niej jako służąca, lecz która szybko odesłała ją do swojego brata, by służyła jemu.

Dwóch głównych bohaterów wywiera na swoim umyśle, podejściu, zachowaniu ogromny wpływ i zmiany, jedno "ucząc się" czegoś od drugiego staje się nowym człowiekiem. Tytułowe "Dwanaście słów" to coś, co łączy oraz dzieli Mariannę i Fryderyka, który uważał, że właśnie tyle słów człowiekowi wystarczy by porozumieć się ze światem. Te dwanaście słów szybko również staje się jego przekleństwem, które ciągnie się za nim tak jak wspomnienia oraz tęsknota za ukochaną Afryką.

Myślę, że książkę możemy śmiało zakwalifikować do książek z gatunku powieści psychologicznych, gdyż autor precyzyjnie opisuje przemyślenia, motywy działań oraz "stan umysłu" naszych głównych bohaterów. Czytając tą powieść, szybko zauważamy, że wszystkie występujące w niej postacie łączy skomplikowany, złożony chory układ, na który wszyscy wydają się godzić. W powieści problematyka wiary przeplata się z tematami tabu takimi jak pożądanie, własna seksualność, zdrada, prostytucja, gwałt czy zbrodnia. Jest to jedno wielkie połączenie sacrum i profanum. J.J. Kolski "nie patyczkuje" się z czytelnikiem, w swojej prozie serwuje nam ciężką, dosyć wulgarną oraz okrutną rzeczywistość bohaterów, którzy nas szokują, wprawiają w zakłopotanie, wzbudzają litość. Czytając próbujemy usprawiedliwiać motywy działania bohaterów jednak jest to bardzo ciężka sztuka, gdyż są to indywidua, których usprawiedliwić się logicznym myśleniem nie da.

Podsumowanie: Tak jak wspominałam wcześniej, nie jest to lekka lektura na sielankowy weekend, to ciężka, dosyć przytłaczająca książka łącząca powieść psychologiczną z obyczajową. To powieść ukazująca ciemne strony ludzkiej natury oraz emocji, chociażby takich jak miłość, którą bohaterowie odczuwają na swój własny, specyficzny sposób. Czytając mamy wrażenie, że oglądamy film, da się "wyczuć", że autor jest również reżyserem, dzięki czemu książkę pochłania się naprawdę szybko. To, na co również warto zwrócić uwagę, to okładka, która jest przepiękna.Mogłabym się jedynie przyczepić do braku podziału na rozdziały, jednak w przypadku tej książki nie stanowiło to dla mnie najmniejszego problemu, gdyż przeczytałam ją w niecałe cztery godziny.
Dialogi? Jak najbardziej naturalne i w porządku. Treść, dobór słów, styl? Tutaj również nie mam nic do zarzucenia. Emocje, wrażenia? Ekstremalnie skrajne, co jest wielkim plusem. Książkę mogę polecić każdej osobie, której nie przeszkadza poruszanie tematów tabu.


Moja ocena: 9/10
Wydawnictwo: Wielka Litera
ISBN: 9788364142178
Ilość stron: 238



Jest to czwarta z pięćdziesięciu dwóch książek przeczytanych w 2016 roku oraz trzecia z dwunastu przeczytana w ramach wyzwania "Kiedyś przeczytam"







Read More

012. Stephen King - Bazar złych snów






W dzisiejszym poście zrecenzuję książkę króla powieści grozy Stephena Kinga "Bazar złych snów"

Myślę, że  w przypadku tego autora nie ma potrzeby zaznajamiać Was z jego postacią i informacjami na temat jego twórczości, ponieważ śmiem twierdzić, że jest ona Wam bardzo dobrze znana :)
Jeżeli jednak ktoś o dziwo nie słyszał nigdy nic o Stephenie Kingu, w takim razie zapraszam do postu o książce "Cmętarz Zwieżąt". Dlatego pominę wstęp o autorze, a przejdę do książki.
Bazar złych snów, to naprawdę obszerny (667 stron!) zbiór opowiadań. Łącznie jest ich 20, a każde z nich jest poprzedzone przedmową autora, w której mówi on o genezie powstania każdego opowiadania.

Na samym początku autor poświęcił nam wstęp, w którym zwraca się bezpośrednio do nas oraz zwraca uwagę na to, że opowiadanie, to nie jest forma w której się specjalizuje, ani nie jest w niej mistrzem. Jak autor odnajduje się w tej krótkiej formie prozy? Myślę, że to powinien ocenić każdy indywidualnie, na podstawie swoich subiektywnych wrażeń po przeczytaniu chociażby kilku z nich.

Nie chciałabym streszczać każdego z opowiadań, ponieważ wtedy niebyło by żadnej frajdy z czytania książki, a co jak co, nie chcę Was pozbawiać tej przyjemności ;). Dlatego też dokładnie opiszę wybrane - te które najbardziej zapadły mi w pamięci, te ulubione, ale także i te w moim odczuciu słabsze.


"130 kilometr"

Jest to jedno z dłuższych opowiadań w tym zbiorze, jest też umieszone jako pierwsze. Co mogę powiedzieć na ten temat? Na pewno jest to coś oryginalnego, jednak zaczynając je czytać, spodziewałam się historii mrożącej krew w żyłach, jednak autor diametralnie odmienną wizję tej fabuły, która nie do końca przypadła mi do gustu. Fabuła do pewnego momentu trzyma nas w napięciu, jednak w pewnym momencie staje się bardzo przewidywalna. Sam motyw występującego tu krwiożerczego samochodu, który nagle znika " z powrotem" do kosmosu (ze słusznym porównaniem do serialu Dr Who) sprawił na mnie wrażenie absurdalnego, zbyt absurdalnego. Muszę przyznać, że po takim początku miałam pewne obawy co do następnych opowiadań...


"Premium Harmony"

Jest to drugie opowiadanie, które z poprzednim łączy jedna główna cecha - również nie przypadło mi do gustu, jednak w porównaniu do opowiadania pierwszego autor wyszedł tu na plus z pewną dozą groteski, czarnego humoru oraz przebiegu akcji.


"Batman i Robin wdają się w scysję"

Jest to jedno z kilku opowiadań w tym zbiorze, w której motywami jest starość oraz transport samochodowy. Co ma to wspólnego? Pozornie niewiele, jednak w opowiadaniu tym poznajemy historię syna oraz ojca, który chory na alzheimera od pewnego czasu przebywa w ośrodku spokojnej starości, opowiada o relacjach między nimi, oraz opowiada o dosyć nietypowej sytuacji, która przydarzyła się właśnie na drodze. Jest to jedno z moich ulubionych opowiadań tego zbioru. Dlaczego? Otóż podobnie jak i w poprzednim - za specyficzny humor, groteskę oraz raczej niespodziewaną puentę.  Oprócz tego wszystkiego z opowiadania również został mi w pamięci genialny cytat, ukazujący charakter tego opowiadania, a mianowicie:

"Jest taki stary dowcip o alzheimerze: jego plusem jest to, że co dzień poznaje się nowych ludzi"

"Moralność"
Myślę, że jest to nietypowe opowiadanie jak dla tego autora, opowiada o tytułowej moralności, która jest pojęciem względnym, ale także i o  małżeństwie, relacjach między mężem a żoną oraz konsekwencjach w zachowaniu, pracy, życiu spowodowanych pewnymi zmianami w sumieniu. Myślę, że z pewnością to opowiadanie można zakwalifikować do opowiadań obyczajowych. Warte uwagi.


"Ur"
Jest to opowiadanie z pogranicza dreszczowca oraz pewnego rodzaju science fiction. Jest to jedno z najciekawszych opowiadań w książce. Autor uprzedza, że było ono napisane dla Amazona, w ramach promocji urządzenia Kindle, jednak nawet, jeśli jest to opowiadanie typowo "komercyjne", to wyszło lepiej niż przyzwoicie. Wyobrażacie sobie rzeczywistość, w której istnieją miliony alternatywnych światów i przestrzeni? Miliony miejsc, w których losy świata oraz znanych osób potoczyły się zupełnie inaczej? Czy chcielibyście by któryś z Waszych ulubionych nieżyjących już autorów "dostał" parę lat dłużej, dzięki czemu moglibyście przeczytać ich "nowe dzieła"? Jeżeli tak, to jest to opowiadanie dla Was :). To, do czego mogę się w nim przyczepić, to chyba tylko zakończenie i motyw "Policji Paradoksu", który jak dla mnie aż za bardzo zalatywał fantastyką w kontekście tego opowiadania.


"Kiepskie samopoczucie"

Jest to zdecydowanie moje ulubione opowiadanie w tym zbiorze. Dlaczego? Nie chcę opisywać fabuły, bo wtedy wszystko zepsuję. Odpowiem po prostu dlaczego: za genialny tytuł, za pomysł, za styl, za puentę, za wyjątkowo skuteczne przedstawienie perspektywy głównego bohatera.

"Letni grom"

To moje drugie, zaraz po Kiepskim samopoczuciu, ulubione opowiadanie z "Bazaru złych snów". Jest to nic innego, jak postapokaliptyczna wizja świata oraz ostatnich dni człowieka. Słowa, myśli bohatera są tu idealnie sformułowane. Jest to również ostatnie opowiadanie w książce, czy to dobry pomysł? Zdecydowanie. Zmusiło mnie do głębszych refleksji na temat naszego świata, tego, że w jednej chwili to wszystko może się skończyć. Oraz na temat tego, że to wszystko się może skończyć właśnie przez działalność człowieka..



Inne opowiadania, na które warto zwrócić uwagę, to między innymi:

Śmierć, ze wspaniałą, pełną czarnego humoru puentą,
Życie po życiu, za ciekawe podejście oraz wizję życia i naszej wędrówki po śmierci,
Billy Blokada - tutaj również autor zawarł niespodziewaną puente, jednak głównym powodem, jest fakt, że jest to opowiadanie hermetyczne, mówiące o baseball'u, zawierające specyficzne słownictwo, ale które mimo to, jest lekkie oraz zrozumiałe dla czytelnika kompletnie zielonego w temacie, takiego jak ja ;),
krótkim jednak równie ciekawym opowiadaniem jest "Ten autobus to inny świat" które mimo, że nic szczególnego nie wnosi, to jednak jest po prostu warte przeczytania  ze względu na niecodzienną sytuację w nim występującą oraz
"Wredny dzieciak", który mimo większej liczby stron, jest "lekkie" oraz opowiada o życiu i ostatnich chwilach więźnia, który czeka na swój wyrok śmierci oraz za makabryczny, ale jakże trafny cytat, z którym myślę, że niejeden z nas mógłby się utożsamiać:

"Jednak nawet najbardziej szalona myśl może opętać człowieka, jeśli jest samotny, zrozpaczony i ktoś na okrągło mu o niej przypomina. Wwierca się w głowę jak robak, składa jajka i wkrótce w całym mózgu roi się od larw."


Ogólne wrażenie: Jestem szczerze zaskoczona tą książką. Wcześniej moja znajomość z twórczością Kinga kończyła się właśnie na powieści "Cmętarz Zwieżąt", która dodała mojemu umysłowi pewną wizję tego pisarza, jako właśnie autora powieści grozy oraz horrorów. W tym zbiorze autor jednak skutecznie udowadnia nam wszystkim, że świetnie odnajduje się również w klimatach fantastycznych, obyczajowych, psychologicznych oraz post apokaliptycznych. Autor oprócz opowiadań zamieścił również dwa poematy, które jako, że nie jestem fanką tego typu twórczości, nie przypadły mi szczególnie do gustu.

Na koniec dodam moje subiektywne oceny każdego z tych opowiadań, z których później obliczę średnią, która będzie stanowiła średnią ocenę całej książki.

1. 130. kilometr - 3/10
2. Premium Harmony - 4/10
3. Batman i Robin wdają się w scysję 7/10
4. Wydma - 7/10
5. Wredny dzieciak - 6/10
6. Śmierć - 6/10
7. Kościół z kości - 5/10
8. Moralność - 6/10
9. Życie po życiu - 7/10
10. Ur - 7/10
11. Herman Wouk jeszcze żyje - 3/10
12. Kiepskie samopoczucie - 10/10
13. Billy Blokada - 7/10
14. Pan Ciacho - 5/10
15. Tommy - 2/10
16. Zielony bożek cierpienia - 5/10
17. Ten autobus to inny świat - 7/10
18. Nekrologi - 5/10
19. Pijackie fajerwerki - 6/10
20. Letni grom - 10/10

OGÓLNA OCENA KSIĄŻKI:
3 +4+7+7+6+6+5+6+7+7+3+10+7+5+2+5+7+5+6+10 : 20 = 5,9  =6/10

Dlaczego niektóre dostały takie niskie noty? Dlatego, ponieważ według mnie opowiadania te miały duży potencjał, który nie do końca został przez autora wykorzystany i nie spodobała mi się jego wizja.
Czy warto sięgnąć po tą książkę? Jak najbardziej TAK, TAK, TAK! Większość z opowiadań jest przepełniona charakterystyczną dozą ironii oraz czarnego humoru. To co łączy je wszystkie, to fakt, że autor w każdym z nich genialnie dopasował styl do tła opowiadanych wydarzeń. Jest to świetna alternatywa dla długich powieści autora, myślę, że każdy jego fan (jak i ktoś podchodzący na "świeżo") powinien zaznajomić się z tym zbiorem, ponieważ oprócz stylu grozy charakterystycznego dla Kinga znajdziemy w nich również fantastykę oraz sytuacje "codzienne/niecodzienne", które mogą przytrafić się każdemu z nas. Proszę się jednak nie sugerować oceną ogólną, gdyż każde opowiadanie jest osobnym tworem, któremu należy się uwaga, a wśród nich są naprawdę BARDZO DOBRE perełki :)


Za możliwość przeczytania oraz zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu








Jest to trzecia z pięćdziesięciu dwóch planowanych książek do przeczytania w 2016 roku oraz druga książka z wyzwania "Kiedyś przeczytam"










Read More
Obsługiwane przez usługę Blogger.

© Help Book, AllRightsReserved.

..